PROSZĘ POMÓŻ MI WYGRAĆ BATALIE O ZYCIE ....

Bank Zachodni WBK Odział 1 Kielce: 86 1090 2040 0000 0001 1113 97 44

w tytule wpłaty: KAROLINA DZIENNIAK
Fundacja z Uśmiechem, ul.Mielczarskiego 121/303, Kielce

KONTAKT :

E-MAIL : kalusia22@o2.pl


niedziela, 22 grudnia 2013

[ 85 ] NA SKRAJU PRZEPAŚCI ...

Idą Święta ...
Tak długo wyczekiwane przeze mnie Święta ...
A ja nie mogę się zebrać...
Spinam wszystkie pokłady sił, tak bardzo sie staram ale od jakiegoś czasu mi to nie wychodzi ...
Kryzysy były...sa i bedą...
Nie przeskoczę tego ... ale teraz jakoś całkowicie wymkneło mi sie to spod kontroli...
Ostatnie wydarzenia dodatkowo odcisnęły piętno i na mojej psychice i na siłach witalnych ...
Nie chcę zanudzac jak jest mi cholernie cięzko ...
Że już nie daje z tym wszystkim rady ...
Ale tak jest ...
I nijak nie potrafie tego okiełznać ...
Chociaż bardzo bym chciała...
I wiem,że jeśli sama sobie z tym nie poradze, jeśli sama nie przeciwstawie się swoim lękom to nic, ani nikt nie będzie mi w stanie pomóc ...
Ktos kto tego nie przeżył nie zrozumie ile wysiłku kosztuje wstanie z łóżka i inne najprostsze czynności
Od ponad tygodnia jestem w domu i nie potrafię sie tym cieszyć
Staram się ze wszystkich sił i tylko moi najbliźsi wiedza ile mnie to kosztuje ...
Dodatkowo przygody podczas podróży dołożyły swoje ...
To była przysłowiowa "wisienka na torcie".
Zła passa zaczęła się już dzień przed odlotem, kiedy siedząc w klinice i czekając na wlew okazało się,że lek nie dotarł do kliniki z powodu śnieżycy i miałam zgłosić się następnego dnia na wlew... w dniu kiedy miałam lecieć do domu ...
Pozieleniałam ze strachu, wszystko kołowało mi przed oczyma , nie wierzyłam że to się naprawdę dzieje ...
W końcu po paru godzinach oczekiwania udało się, lek dotarł ... ale stres już zaczał robic swoje ...
Dzień kolejny ...
Obudziłam się z walacym sercem... to juz dzisiaj ... lecę po prawie roku do domu...
Jakoś to do mnie nie docierało... nadal nie dociera , że tutaj jestem ... a 13 stycznia wracam do Houston ponownie ...



Kiedy siedziałam w samolocie nawet nie wiem kiedy zleciał mi czas i byłam już we Frankfurcie. Tam czekało mnie jeszcze 8 godzin oczekiwania na kolejny samolot.
W towarzystwie asysty przewieźli mnie z jednej bramki do drugiej i tam w spokoju miałam oczekiwać na kolejny lot. Zmęczenie wtedy wdało się we znaki i po prostu usnełam na walizkach.
W końcu wybiła godzina mojego kolejnego lotu do Katowic, wykończona ale szczęśliwa siedziałam juz w samolocie, który w mgnieniu oka wzbił sie do góry i za kilkadziesiąt minut miałam sie zobaczyć z bliskimi ...
I kiedy od Katowic dzieliło mnie dosłownie 15 minut pada komunikat,że samolot ma awarię systemu nawigacji i nie da rady wylądować w Katowicach z powodu gęstej mgły ... Wracamy do Frankfurtu...
Nie docierało do mnie to co usłyszałam i kiedy wyladowaliśmy wybuchłam, zmęczenie, stres , wszystko naraz powaliło mnie dosłownie z nóg. Zaczełam płakać jak dziecko, ciało drzało jak oszalałe a ja nie mogłam sie uspokoić...
I znowu w moich myslach padało pytanie DLACZEGO ???
Co jeszcze ???
Ile jeszcze jestem w stanie znieść ???
Zaczeła sie nerwówka, bieganie po lotnisku, nie było już asysty i taka słaba biegałam w popłochu za ludźmi chociaż nie miała już na to w ogóle siły.
W końcu pada komenda,że lot zostaje przebukowany za 4 godziny. I znowu oczekiwanie ...
I wtedy na mojej drodze pojawił się kolejny Anioł w żeńskim wydaniu... Pani Alina ... Kochana kobieta zaopiekowała się mną i wzieła pod swoje skrzydła. Dzięki Niej czułam się naprawde bezpieczniej...
I kiedy tak dochodziła 22:00,  godzina odlotu znowu porażka... Kolejny lot odwołany ... Byłam juz tak wyczerpana,że ledwo powłoczyłam nogamii kiedy usłyszałam,że dzisiaj nie wylecimy eksplodowałam, cisnienie siegneło zenitu...
Nie miałam juz sił ...
Siedziałam na telefonie z moimi bliskimi i nie ogarniałam całej sytuacji ...
Miałam wylecieć nastepnego dnia po południu ...
Byłam tak wstraszona, przerazona i wymęczona,żę nie sposób tego opisać słowami.
Kiedy przewieźli nas do hotelu praktycznie na siedzaco , w ubraniu i całkowicie bez sił zasnełam z Panią Aliną w pokoju ...
Obudziłam się z przerazliwym, panicznym lękiem. Zmusiłam się żeby przełknąć cokolwiek wiedząc,że muszę, leki czekały , a żołądek był pusty.
Kiedy siedziałam ponownie w samolocie dopadła mnie potworna histeria i myśli, których się wstydzę.
Potwornie zgrzeszyłam...
Prosiłam Boga,żeby mi już ulżył , żeby ten samolot spadł i cały ten koszmar, który trwa juz od 2,5 roku w końcu się skończył.
Dzisiaj brzydzę sie tego o co prosiłam i przepraszam,ale byłam tym wszystkim już potwornie zmeczona.
Dalej jestem ...
Myślałam,że tak będzie dla mnie i dla moich bliskich lepiej.
W końcu skończy się strach, ból ...
Choć tak naprawdę tego nie chcę...
Kiedy wylądowałam nie czułam kompletnie nic, ani strachu ani radości... po prostu nic ...
I kiedy pchałam wózek z walizką jakby tego wszystkiego było mi mało poproszono mnie na bok na kontrolę osobistą ...
Walizka wypchana lekami przykuła uwage celników. Wiem , musieli sprawdzić ale czułam juz taki żal ...
Kiedy otworzyły sie drzwi i zobaczyłam swoich bliskich nogi sie pode mna ugieły i dalej mało pamiętam. To był jakis horror, już nie wytrzymałam i pękłam do reszty... wszyscy pękli ...
I tak probuje się otrząsnąć z tej całej traumy do dnia dzisiejszego...
Próbuje chociaż na chwile zapomnieć,że jestem chora, że ten cały koszmar trwa juz 2,5 roku...
Że to będą już 3 Święta z gadziskiem ...
Ale z tych prób nic nie wychodzi
A dodatkowo inne rzeczy wymknęły się spod kontroli, a na pewne nie mam kompletnie wpływu ...
I skąd brać na to wszystko siły ???
No skąd ???
...

Dodatkowo męczy mnie nocna bezsenność ...