Na początku był chaos ...
I choć wiele się zmieniło, nadal tkwię w matni...
Lęk nie odpuszcza, strach znowu bierze górę. Zaciskam zęby i głęboko oddycham...
I nikt mi nie powie, że da się to ogarnąć, bo czasami się nie da...
To już jutro... już jutro wystartuje na dłuższą chwile do domu...
Siedzę, pisze i płaczę...
Nie dowierzam,że tyle miesięcy dałam radę ...
A ile jeszcze przede mną ???
Tylko Bóg jeden wie...
Tak bardzo chciałabym jutro lecieć do mojego kochanego domu z myślą,że w tej mojej głowie nic nie ma
Ale jest ...
Słabsze.. ale jednak jest ....
Tylko Ci, którzy tego doświadczyli potrafią drugiego człowieka w takiej sytuacji zrozumieć...
Ale myśl, że niedługo zobaczę się z moimi bliskimi,przyjaciółmi i resztą pozwala mi trzymać się w pionie.
Tak strasznie tęsknie, nie ma dnia, sekundy, żebym o Nich nie myślała
Nie wyobrażam sobie życia nigdzie indziej
Tak strasznie tęskniłam do domu
Patrzę z Mamuśką na walizkę leków i nie dowierzam, gdzie ten mój organizm przez tyle czasu to mieści.
Czasami przełykam i płaczę, ale zaraz potem patrzę na każdą pigułę i dziękuję za to że dane jest mi ją przyjąć. Człowiek myślał, że po 1,5 roku się przyzwyczai , ale gdzie tam.
Leżę... opadłam już dzisiaj z sił, ale wszystko dopięte na ostatni guzik.
Dzisiejsza wizyta w klinice, konsylium z lekarzami i dr Burzyńskim i moc uścisków.
Zalecenia, wytyczne...
nie pozostało nic innego jak posłusznie się stosować, co zresztą czynię od kilkunastu miesięcy...
Ufff.....
A mnie naprawdę za każdym razem zaskakuje ciepło jakie bije od wszystkich ludzi, których spotykam od początku walki na swojej drodze.
Niewiarygodne... szczypię się czy aby to wszystko to na pewno prawda
Jeszcze tylko, żeby sił na to wszystko starczyło
Teraz tylko przeżyć lot...
Chciałabym powiedzieć " żegnaj Ameryko", ale niestety mogę na razie powiedzieć tylko " do widzenia"...
Bo kiedy zbiera Cię na płacz- pamiętaj, że pewnego dnia to wszystko przeminie...