PROSZĘ POMÓŻ MI WYGRAĆ BATALIE O ZYCIE ....

Bank Zachodni WBK Odział 1 Kielce: 86 1090 2040 0000 0001 1113 97 44

w tytule wpłaty: KAROLINA DZIENNIAK
Fundacja z Uśmiechem, ul.Mielczarskiego 121/303, Kielce

KONTAKT :

E-MAIL : kalusia22@o2.pl


niedziela, 23 sierpnia 2015

[ 110 ] MAŁY LETARG ...

Dom...
Dla mnie najcudowniejsze miejsce świata... Za każdym razem kiedy jestem w Houston odliczam skrupulatnie dni do powrotu... I czekam ... i czekam... a to czekanie, tak strasznie się dłuży... Tam mam wrażenie, że czas stoi w miejscu... A tutaj ... nawet nie wiem kiedy minął już ponad miesiąc mojego pobytu. To jest jakieś niewytłumaczalne zjawisko... Próbuje to rozkminić, ale za cholerę nie potrafię znaleźć odpowiedzi... To jedno z tych pytań z cyklu DLACZEGO ??? , na które nie znajdujemy odpowiedzi... A przecież większość czasu jestem
w sennym letargu... W dodatku upały , które panowały to był jakiś koszmar, nie byłam w stanie normalnie egzystować, a tu jeszcze straszą , że w przyszłym tygodniu wrócą... To nie na moje zdrowie !!!
Boże jakie to szczęście móc być w domu... Mieć całą rodzinę przy sobie... Zamykam oczy i.... marzę ... marzę żeby to nigdy się nie skończyło... Ale za chwilę znowu przychodzi lęk i ta dobrze mi znana klucha w gardle bo dociera do mnie , że moja walka ciągle trwa... a jak długo jeszcze???? Z jakim skutkiem ???
Człowiek myślał, że sobie "dychnie" trochę, no ale niestety raczysko nie śpi i ciągle daje o sobie znać.
Także od miesiąca bujam się po lekarzach, po badaniach, a od dwóch tygodni niestety większość leków jest odstawiona, bo moje dzielne nerki mają już coraz bardziej dość.
W zeszłym tygodniu był płacz... Stara dupa jestem , ale skierowanie do szpitala , które dostałam na oddział nefrologii zwaliło mnie z nóg :-( Nikt nie chciał dla mnie źle ... ja wiem. I kiedy tak już spakowana w poniedziałek i prawie gotowa na przyjęcie do szpitala we wtorek otrzymałam wiadomość od Pani Doktor, że niestety nie przyjmą mnie do szpitala, z uwagi na panującego wirusa na oddziale ja głupia skakałam ze szczęścia. Wszystko zostało załatwione tak, że dojeżdżam do szpitala na badania, albo wykonuje badania poza obiektem. Szpital blisko więc nie ma problemu, a nawet gdyby był daleko to zrobiłabym wszystko, żeby do niego dojeżdżać...
Także zobaczymy co z tego wszystkiego wyjdzie, czy da się te moje nery jakoś okiełznać. Tak daleko już zaszłam... tak wiele przeszłam... wiem, że mój organizm jest już  zmęczony, przecież to już prawie 3 lata intensywnego leczenia, ale spinam się jak mogę !!!
Za to w środę wizyta w moim ulubionym miejscu ... ZUS !!! 
Ciągle do mnie jakoś nie dociera i nie mogę się z tym pogodzić, że jestem rencistką !!! Ale jednak jestem.... :-( I to z jaką pokaźną rentą !!! Żyć nie umierać :-) Gdyby nie rodzice to cóż brzydko mówiąc zdechłabym z głodu....Często czuję się już bezużyteczna, Tyle chciałabym móc zrobić, a po prostu nie mam na to siły ;-( Czasami wydaje mi się , że mogę wszystko, zaraz potem okazuje się że zwykłe wejście po schodach staje się wielkim wyzwaniem. 
Ale ostatnio byłam z siebie taaaaaaaaaaka dumna !!! Dałam radę uczestniczyć w tak ważnym dniu mojej Marlo i Micha !!! Ślub i wesele przy upale 39 stopni!! To było wyzwanie !!! Ale dwa tańce zaliczyłam ;-) w zwolnionym tempie, ale jest i to się liczy. Co prawda musiałam się wymykać co jakiś czas na górę do pokoju trochę podrzemać, ale jestem z siebie dumna i szczęśliwa, że mogłam tam być !!! Bo co tu dużo gadać, dla tej dwójki warto !!! Poznałam przy tym super ludzi, którzy wiem, że wiedzieli że jestem chora , ale w żaden sposób nie dali mi tego odczuć i chociaż patrząc w kościele jak Młodzi składają sobie przysięgę, w oku zakręciła się łza, że moje życie potoczyło się tak ,a nie inaczej, to jestem mega szczęśliwa , że mogłam tam być, że w tym dniu sama patrząc w lustro nie widziałam choroby i po prostu zapomniałam o tym całym syfie... chociaż do samego końca ani ja ani Marlo nie wiedziałyśmy czy się na tym ślubie zjawię.
Ale udało się !!!!
c.d.n.