PROSZĘ POMÓŻ MI WYGRAĆ BATALIE O ZYCIE ....

Bank Zachodni WBK Odział 1 Kielce: 86 1090 2040 0000 0001 1113 97 44

w tytule wpłaty: KAROLINA DZIENNIAK
Fundacja z Uśmiechem, ul.Mielczarskiego 121/303, Kielce

KONTAKT :

E-MAIL : kalusia22@o2.pl


środa, 27 lutego 2013

[ 61 ] ZATRZYMAĆ CZAS ...

Cofnąć już czasu nie mogę ...
Ale gdybym chociaż mogła go zatrzymać...
A ten galopuje w zastraszającym tempie ...
Jeszcze kilka dni i w sobotę minie miesiąc jak tutaj jestem ...
I jak ???
Kiedy ???
Przeraża mnie to coraz bardziej ...
Miniony poniedziałek ...
Nastawiłyśmy z Mamuśką budzik na 6:00 tutejszego czasu... w Polsce była 13:00... Ostatnie pożegnanie Dziadzia ... 
Chyba to do mnie nie dociera i jeszcze długo nie dotrze ...
Próbuję sie jakoś pozbierać do kupy, ale to cholernie trudne ...
Wiem jak do dzisiaj tęsknie za pierwszym Dziadziem, który odszedł ponad 12 lat temu ...
Teraz będę tęsknić ze zdwojoną siłą ...
A ból... ból jest przeogromny ...

Wiem, że daleka droga jeszcze przede mną, ale to już prawie półmetek pierwszego starcia tutaj za oceanem. Jeszcze trochę ponad miesiąc i rezonans ... 
Na samą myśl włosy, które usilnie trzymają się na głowie stają mi dęba ...
Co to będzie ...
Wiem jedno nie znalazłam sie tutaj przypadkiem, jestem tutaj po coś !!! 
I to wszystko nie może pójść na marne
Żegnając się na lotnisku z moim Papą, z moim Bączkiem , Hubciem i Angeliką, której chciało się zerwać z łóżka przed piata rano, zastanawiałam się ile jeszcze mogę unieść, strach był przeogromny ... Jak to wszystko dalej będzie ... Same na drugim końcu świata, ze znienawidzonym potworem w mojej głowie ...
I w życiu bym nie przypuszczała, że podołam ... myślałam, że upadnę już na starcie ... i pomimo, iż nie ma dnia żebym nie zapłakała w poduszkę zauważyłam, że coraz więcej razy uśmiech gości na mojej twarzy... że mam coraz więcej sił fizycznych ...
Odbieram to jako dobry znak...
Dobry znak tego co przyniesie przyszłość ...
Tam na górze czuwa przecież zwarta armia, a tu na Ziemi czuwa jeszcze większa rzesza ludzi ...
Cos przeciez musi być na rzeczy, że naprawdę znoszę jak na razie leczenie całkiem nieźle...
Już niebawem przede mną kolejny cykl chemioterapii
Kolejny wlew dożylny poszedł gładko
Naprawdę obyło się bez żadnych ekscesów...
Pomału przyzwyczajam sie do codziennego łykania tej ilości tabletek...
Cholender boję się głośno o tym mówić, żebym nie wypowiedziała tego w złą godzinę, ale w końcu raz się żyje !!!
Niedługo chyba nawet otwarcie przyznam, że polubiłam wbijanie igieł, portów i wszelkiego rodzajów wenflonów w moje żyły, a te podobno są piękne :-)
Nie lubię tylko teraz mojej twarzy ... cóż niestety pojawiła się na niej okropna wysypka od leków, ale to podobno dobry znak ...
A niech sobie będzie na tej buzi co chce... modelka nigdy nie byłam i nie będę... tyle tylko, że to dokucza, pęka i boli ...
Ale jak to powiedziała dzisiaj moja cioteczka wszystko co złe w moim organizmie i niepotrzebne wychodzi , więc może to to GADZISKO w końcu zaczyna kapitulować ...
Patrzę na to zdjęcie i sama nie mogę sie sobie nadziwić jak zmieniły sie priorytety w moim życiu, jak wszystko uległo przewartościowaniu

Kiedyś na samą myśl o pryszczu na twarzy wpadałam w histerie !!! A teraz moja twarz pokryta jest paskudną wysypką i nie rusza mnie to !!!
Bo co to jest za problem ...
Gdyby ktoś jeszcze rok temu powiedział mi, że będę w tym miejscu o tej porze nie uwierzyłabym...
Jednak od samego początku wierzyłam, że to dla mnie olbrzymia szansa i jestem skłonna znieść wszystko i zrobić wszystko byle sie GO pozbyć, byle wrócić do domciu, a tutaj wpadać do Houston na kontrole ... i w odwiedziny do moich anielskich duszyczek !!!
Mogę leżeć pod tymi wlewami, kroplówkami i Bóg wie czym jeszcze bezustannie byle tylko trafić do celu !!!


I choć z tą siłą różnie bywa, nadzieja jeszcze we mnie nie umarła i będzie do końca ....
Mam nadzieję długiego końca ...
Gdyby tak dało się zatrzymać czas ...




piątek, 22 lutego 2013

[ 60 ] OGROMNY BÓL [ * ]

Ból rozrywa mi serce ...
Od kilku dni zbieram się w sobie, staram się to jakoś wytłumaczyć...
Jeszcze nie potrafię ...
Mój Kochany Dziadziuś odszedł... powiększył grono Aniołów ... 
Bo gdzie indziej mógł trafić ??? ...
W poniedziałek pogrzeb... 
A Ja ??? Ja na drugim końcu świata borykam się z tym z Mamcią ...
Nie jesteśmy same, jest tyle osób z Nami ...
Ale to boli... tak strasznie boli ...
To jakiś sen ... zły sen... Czekam , żeby się z niego obudzić ...
Tak chciałabym, żeby wszystko było inaczej...
Być na miejscu , móc go przytulić, móc z nim pożartować...
Już nigdy tego nie zrobię, nie będę miała tu na Ziemi okazji ...
Muszę czekać na spotkanie po drugiej stronie ...
Odszedł mój drugi kochany Dziadziuś ...
Od wczoraj nie śpię, błąkam się jak cień i zadręczam się ciągle pytaniem DLACZEGO TERAZ ???
Dlaczego musiał tak strasznie cierpieć ???
Gdzie tu sens ???
Przed moim wyjazdem tak strasznie się tego bałam, tak Go prosiłam żeby na mnie poczekał... 
Nie miał już siły ...
I ta myśl, że dzień przed śmiercią pomimo, iż nie było z Nim prawie kontaktu, pytał właśnie o mnie ... Ciągle mam w głowie Jego słowa, kiedy dowiedział, że jestem chora : " Karolinka, zobaczysz Dziadek Ci to mówi będziesz zdrowa, wyleczysz się "...
Nie doczekał tej chwili ...
Nie ogarniam tego wszystkiego co się dzieje w moim życiu ...

Dziadziusiu to dla Ciebie ...


wtorek, 19 lutego 2013

[ 59 ] PROMYK SŁOŃCA W MOIM ŻYCIU ...


To były naprawdę DOBRE DNI !!!!
Nie tyle, że słoneczne, nie tyle że ciepłe tylko moje super dobre dni. Już nie pamiętam kiedy miałam tak dobre samopoczucie psychiczne !!!
Ostatnio pokonałyśmy z Mamuśką spory dystans pieszo, spacer był nieziemski, a dyskusjom nie było końca ...
Analizowałyśmy to co dzieje sie wokół mnie odkąd wylądowałam w Houston.
To jakiś sen... piękny sen ...
Od samego początku tej "podróży" spotykam na swojej drodze samych dobrych, pomocnych ludzi ...
Najpierw tylu ludzi w Polsce, którzy cały czas stają na rzęsach żeby pomóc mi w zebraniu środków na moje leczenie !!!
Tutaj same dobre duszki, które zewsząd niosą pomoc ...
Ewa , Radziu moi pierwsi" gospodarze ", którzy przygarnęli mnie i Mamuśkę pod swój dach. Dzięki Nim potrafiłyśmy się odnaleźć w tej amerykańskiej rzeczywistości. Stworzyli Nam namiastkę domu dzięki czemu czułyśmy się bezpieczniej.

 
Od niedzieli przeniosłyśmy się do kolejnej dobrej duszyczki Ani i Jej rodzinki. Jej rozgadany synuś nawet na chwilę nie pozwala mi sobie przypomnieć, że jestem chora ... A sama Andzia serwuje mi iście antynowotworowe potrawy. Trzeba GADA atakować z każdej strony !!!
To niesamowite bo chociaż na chwilę udaje mi się o tym paskudztwie zapomnieć...
I od jutra kolejny cud  tez życiodajnej podróży !!!
Kolejny Anioł stanął na mojej drodze ... Barbara Burzyńska żona samego
dr Burzyńskiego. Tej kobitce dosłownie urosną anielskie skrzydła.
Dzięki Niej na chwilę obecną nie martwimy się jak dotrzeć do kliniki, a tu bez samochodu nie ma niestety szans. Nawet gdybyśmy go miały to biedna Mamuśka byłaby bez szans, a ja no cóż pomocna za bardzo w tej kwestii nie jestem. Gadzisko tak się rozrosło, że uciska na nerw wzrokowy i mam znowu problem z prawym okiem ... Ale najważniejsze, że chodzę !!! Że normalnie rozumuje !!! A oko ??? Przecież musi wrócić do normalnego stanu !!!
Ale przyleciałam tu w jednym celu...POZBYĆ SIĘ GO !!! Oczywiście nie oka !!! Tylko TEGO co zagnieździło sie w moim mózgu ...
Więc do kliniki wozi nas szofer z kliniki !!!

A od jutra nasz kliniczny Anioł Pani Barbara załatwiła nam mieszkanie na pewien okres czasu blisko kliniki






I jak tu nie wierzyć w ludzi !!!
Małgosia z Kliniki , która dba o mnie troszczy się martwi co jem , jak jem jak się czuję ...
To wszystko wydaje mi się takie nieprawdopodobne...
Tylu dobrych ludzi w Klinice i poza nią jest wokół mnie, którzy sie troszczą i dbają o to, żebym skupiała się tylko na leczeniu, a nie zaprzątała sobie głowy niczym innym.
Nie chce zapeszać i boję sie tego mówiąc na głos , ale ze względu na to, że jak na razie znoszę terapię całkiem dobrze wizyty w klinice zostały zredukowane do jednego razu w tygodniu... Juz nie muszę się tam stawiać codziennie i mam nadzieję, że tak do rezonansu już zostanie. A ten zbliża się coraz szybciej. Zaczął się 3 tydzień terapii a pierwsze skany mam mieć robione po 8 tygodniach. Więc za około 5 tygodni pierwsza chwila prawdy. Mam nadzieję, że nie wypowiedziałam tego w zła godzinę ...
Kolejna wizyta w piątek i kolejny wlew ... Mam nadzieję , że i ten zniosę tak jak pierwszy czyli rewelacyjnie.
Ale tfu ... tfu ...
Pomimo wszystko , że tylu wspaniałych ludzi wokół mnie się troszczy dzisiaj łezka strachu poleciała ...
Staram się jak mogę odganiać złe myśli, ale czasami jest to naprawdę bardzo trudne.
Jeszcze ta tęsknota ... Kiedy rozmawiam z Tatuśkiem , z Hubciem, z Bączkiem czy z kimkolwiek z moejj rodziny jest niesamowita radość ale potem za chwilę ściska w gardle ...
No ale trzeba być silnym, nie mam innego wyjścia ...
Najważniejsze , że kryzys minął
Więc ponawiam CHWILO TRWAJ !!!!

wtorek, 12 lutego 2013

[ 58 ] POD GÓRKĘ ...

Cóż sprawdza się stare przysłowie " Nie chwalmy dnia przed zachodem słońca "
Wszystko szło ładnie pięknie , aż wczoraj po południu prysnęła bańka mydlana ...
Przyszedł kryzys...
Słabość, niemoc mnie dopadła, nudności, które wyłączyły z życia na jeden dzień. 
Przespałam cały wczorajsze południe, całą noc i cały dzisiejszy dzień ...
Za bardzo się cieszyłam, że wszystko idzie zbyt gładko, bo naprawdę szło ...
Nawet wczorajsze wyniki krwi to potwierdziły , bo jak rzekła moja Pani Doktor są super !!!
No i proszę po przyjeździe do " naszego przyszywanego " domku nagły zwrot akcji.
Teraz jest o niebo lepiej, ale co dało popalić to dało ...
No ale i tak się trzymałam, na tą ilość leków, którą przyjmuje było dobrze... bo przyjąć dziennie 35 szt. tabletek, wziąć jedną serię chemii i jeden wlew dożylni kolejnego leku to i tak było super !!!
Teraz jest już lepiej, a mam nadzieje, że jutro będzie jeszcze lepiej...
Musi być ...
Zresztą tyle dobrych houstońskich duszyczek nade mną czuwa... że po prostu nie ma innej opcji ...
Zbieram się pomału do kupy...
No bo jakie inne wyjście ???

sobota, 9 lutego 2013

[ 57 ] I PO WLEWIE ...

No to poszło !!!
Kolejny etap terapii i podanie wlewu dożylnego...
Trwało to ponad dwie godziny i jak na razie oczekiwanych skutków ubocznych brak !!!
Ale jak miło przyjmuje się lek kiedy nad głową wiszą zdjęcia osób , które zostały w klinice wyleczone !!!


Ja to chyba jakaś potyrpana jestem :-)
Ale mam swoją teorię na ten temat !!! To NIECHCIANY GOŚĆ wszystko pochłania i małe resztki zostają tylko w organizmie :)
No wiem , wiem ... sił nie mam za dużo, ale wszyscy włącznie z lekarzami i ze mną na czele byli przekonani, że będzie gorzej.
No ale cóż Jego wycieczka za totalną darmochę właśnie tutaj za oceanem się skończy i jak powiedziała moja Gusia wysadzę go tu na przystanku i do domu wrócę juz sama i tego się trzymam ...
Dzisiaj mija 5 pełny dzień terapii ...
Nawet nie wiem kiedy ... Minął dokładnie tydzień odkąd przyleciałam !!!
Ale jak ??? 
Kiedy to minęło ??? 
Tyle się dzieje, że nie nadążam ... 
Ale nie ma co narzekać tyle na to czekałam !!!
Dzisiaj trochę ścisnęło mnie za serce ...
Tęskno mi potwornie ...
W dodatku dzisiaj Aga musiała wracać do domu ...
Ale trzeba walczyć dalej ...

czwartek, 7 lutego 2013

[ 56 ] Z LINII FRONTU ...

I zaczęło się !!!
Krótko, treściwie i na temat !!!
Atakujemy GADZISKO dość agresywnie !!!
Ostra walka właśnie się rozpoczęła, ja jestem już w czwartej rundzie i nadal się trzymam w pionie...
Tfu ... tfu ... co by nie zapeszyć !!!
Ilość przyjmowanych leków mnie powala, a będzie ich z każdym dniem więcej ale co tam !!! 
Przecież warto !!!
Nie narzekam !!!
I do cholery niech tak zostanie !!!
Nie tryskam co prawda nieziemską energią, ale co najważniejsze powłóczę jeszcze nożyskami :-) 
A to jest teraz najważniejsze !!!
Byle do przodu !!!
Pierwszy dzień w klinice...przedstawienie planu leczenie i atak z grubej rury, agresywna terapia !!! Nie ma na co czekać bo niestety LUCYPER znowu sie powiększył ... 
Niestety wynik ostatniego rezonansu znowu nie był dla mnie pomyślny , ale następny już będzie !!!
Giń !!! Przepadnij siło nieczysta !!!
Ale z taką ekipą to już bym się na miejscu GADA bała !!!

 
Przecież nie po to przeleciałam przez pół świata, żeby to wszystko poszło na marne !!!
Dzisiaj był chwilowy kryzys, płacz, ogromny strach jak to wszystko dalej będzie ... dziś dopiero 4 dzień, a kasa topnieje w mgnieniu oka ... To trochę mnie i Mamuśkę przerosło ...
W ogóle dzień do pewnego momentu był bardzo smutny, płacz, lament...potem przyszedł długo oczekiwany spokój.
Nie chcę !!! Już nigdy nie chcę widzieć niczyich łez 
Dzisiaj drugi dzień chemioterapii ... Tak to jeden z elementów terapii. Ilość leków , które przyjmuje zwala z nóg ale nie na tyle żebym nie mogła się podnieść !!! A codziennie dochodzą nowe.
Dzisiaj było koło 28 szt., a jutro będzie jeszcze więcej i pierwszy wlew dożylni !!!
Ale oczywiście, że dam radę !!!
To na razie tyle z linii frontu...
Trochę słaba jestem więc kładę się spać. Jutro kolejny dzień ...
Więc do boju !!!





wtorek, 5 lutego 2013

[ 55 ] NADZIEJA W TEXASIE CZ.I ...

Dotarłyśmy ...
W sobotę o 18:35 houstońskiego czasu samolot uderzył o taflę lotniska i szczęśliwie wylądował ...
Podróż no cóż cholernie męcząca, ale dałyśmy z Mamuśką radę.
Nie straszne już Nam lotnisko Heathrow w Londynie,  a o lotnisku w Houston już nie wspomnę :)
W sumie to rzeknę nieskromnie : jestem z Nas dumna !!!
Dałyśmy radę !!!
Przesiadka w Londynie odcisnęła piętno w mojej (naszej) psychice, ale jak to mówią co nas nie zabije to nas wzmocni !!!
Był szał, 4 godziny oczekiwania na samolot do USA to było zdecydowanie za mało ... Jazda autobusami, kolejkami po lotnisku to było wielkie coś !!! Ale co najważniejsze wszystko z Mamuśką odnalazłyśmy i trafiłyśmy ... a prosto nie było ...
Tak jak panicznie zawsze bałam się latać ...tak ten lot był zupełnie inny. Pomimo turbulencji nawet na sekundkę nie ogarnął mnie strach... kompletnie nic... Wiedziałam, że nic nie może sie stać... czułam że Bóg nade mną czuwa ...  czułam, że czuwa nade mną moja A. i moja Dorcia !!!
Leciałam tu w wiadomym celu i tego sie kurczowo trzymałam ... że nic nie może mi się stać
Już od samego początku spotkałam się z niesamowitymi uczynnymi Amerykanami :-) Celnik ... no brak mi słów żeby wyrazić co czuję na samo wspomnienie o Nim... Dusza człowiek... Pomógł w wypełnieniu wszelkich dokumentów, przeprowadził bez kolejki przez następny etap !!! No normalnie szok...
Oczywiście pomyliłyśmy wyjścia i władowałyśmy się z się z Mamuśką do odlotów z Houston :) Ale czujna obsługa lotniska Nas poprowadziła dalej.
Zanim otworzyły się drzwi , widziałam już mordeczkę mojej Agi... Osoby , która nad całą ta wyprawa czuwa od samego początku !!! Mózg całej operacji pt. " Moje dalsze życie ".
Kiedy tylko ją zobaczyłam ... nogi mi się ugięły, a nasze oczy zalały łzami. W normalnej sytuacji ryczałybyśmy jak bobry, no ale teraz to już w ogóle szkoda gadać ...
Istna histeria :-)
W pozytywnym tego słowa znaczeniu ...
Byłam... baaaaa nadal jestem taka szczęśliwa , że się tu znalazłam.
Odkąd wysiadłam z samolotu mam same dobre przeczucia !!!
I proszę chwilo trwaj i mnie nie opuszczaj !!!
Kolejny punkt " życiodajnej wycieczki" to miejsce naszego obecnego zamieszkania...
I tu kolejny cud !!!
Zatrzymaliśmy się u cudownej rodziny, a powitanie jakie mi zgotowali zapamiętam do końca swojego jeszcze długiego życia !!!
Wiara w ludzi to coś co mnie od kilku miesięcy nie opuszcza !!!
Ale teraz to przerosło moje wszelkie oczekiwania ...
Spotykam na swojej drodze nie ludzi... spotykam Aniołów !!!
A Ewa , Radziu, dwoje cudownych blondwłosych dzieciaczków Zoe i  Nadia oraz Pani Jola ( babcia) są ich żywym przykładem !!!
Zresztą to zdjęcie mówi samo za siebie...
Wzruszyłam się ... i jak patrzę na to zdjęcie serce mi kołacze do dzisiaj z wrażenia ...


Podróż niesamowicie mnie wymęczyła i kiedy prawie wpółprzytomna zorientowałam się , że w mojej walizce brakuje paru rzeczy trochę mną potrzepało !!!
Nie nie brakowało ich z tego powodu, że zapomniałam ale po prostu... okradli mnie na lotnisku prawdopodobnie w Londynie !!!
No ale cóż można teraz począć...
Cieszę się, że udało mi się tu dotrzeć...
Rozpoczęłam leczenie...
Ale o tym następnym razem ...
Trzymajcie kciuki mocno zaciśnięte !!!

niedziela, 3 lutego 2013

[ 54 ] NA MIEJSCU ...

Szczęśliwie dotarłyśmy...
Dopadła mnie niesamowita słabość...
Większość czasu przesypiam ...
Jutro napiszę resztę...
A teraz zbieram siły witalne przed jutrzejszą wizytą w klinice...
Wy już wstajecie...ja się dopiero kładę ...
Trzymajcie kciuki !!!