niedziela, 7 czerwca 2015

[ 108 ] MÓC WSZYSTKO !!!

03 czerwiec 2015 ...
Kolejny test, kolejny sprawdzian z mojej wytrzymałości psychicznej i fizycznej kondycji GADZISKA, który już czwarty rok panoszy się w moim mózgu !!!
Kolejna nieprzespana noc, kolejny ścisk w gardle i ciągle powtarzające się w mojej głowie pytanie : " Co to będzie ???".
Wstałam ... nogi z waty, ręce się trzęsą,  ja ledwo jak zwykle mogłam sklecić jakieś zdania. Skora do rozmów za bardzo nie byłam jak zawsze. Zebrałyśmy się szybko i w mieszanym towarzystwie damsko - męskim ruszyłyśmy na kolejny moment prawdy. Męskie towarzystwo 4- letniego Mimiego trochę poprawiło mi humor. Mały brzdąc i Jego pytania: Ciocia Karolina, a gdzie jedziemy???A po co ??? A czemu??? To Jego ulubione pytanie. Patrzysz wtedy na takiego malutkiego , dociekliwego chłopczyka, który ukocha, da buzi i robi się człowiekowi trochę lżej na sercu. Ale strach nie mija, choćbym nie wiem jak się starała i chociaż nie wiem jakbym udawała, nie potrafię...
Niestety chory człowiek na raka, nawet jeśli pozbędzie się tego syfu i tak do końca swoich dni, żyje z piętnem tej okrutnej choroby. Strach przed każdym badaniem, już zawsze będzie dla mnie taki sam. Wiem jak podstępnym typem nowotworu jest glejak. Jak w jednej chwili wszystko potrafi się odwrócić o 180 stopni. Staram się te czarne myśli odsuwać od siebie, ale niestety jestem tez bardzo świadoma swojej choroby. Czasami zastanawiam się co byłoby lepsze. Wiedzieć mniej, czy więcej... Ale z drugiej strony gdyby nie moja determinacja, upór i chęć życia nie znalazłabym się w tym miejscu , w którym jestem. 
Nie wiem...
Zaczęło się badanie,... Tym razem było tak potwornie zimno, że musieli mnie przykryć dwoma kocami, bo cała dygotałam z zimna.
Pobuczało...poszarpało... i poszło gładko...
Czarownica z  Dąbrowy Górniczej tym razem nie popsuła rezonansu i nic nie spodziewanego się nie wydarzyło podczas badania...
W końcu przyszedł czas na obrady jak ja to nazywam : okrągłego stołu".
I kiedy tak poważyli, pomierzyli, Pielęgniarz Joe zmierzył mi ciśnienie... 160/101 !!! Nie mogłam się uspokoić... Nogi chodziły mi pod stołem jak oszalałe, a ja czekałam na Św. Trójcę...
I stało się przyszli.. 
I już od drzwi słyszę, że jest bardzo dobrze, ze zmalał, że aktywność jest niewielka !! W porównaniu do skanów rezonansu sprzed rozpoczęcia leczenia guz zmniejszył się prawie 50 % !!!
Idziemy do gabinetu radiologa... pokazuje mi skany ,a mnie łzy płyną po policzku... Obcałowuje dr Burzyńskiego, ale stres dalej nie mija. W sumie to nie wiem kiedy przestałam się trząść...
Jest tylko problem z tymi moimi nerkami...
To skaczące białko w moczu...
Opuchlizna...
...
Cóż... Reakcja guza jest pozytywna, więc kontynuujemy dalej dotychczasowy schemat leczenia, byle te nerki nie zawiodły...

A ja nadal się modlę o sile do dalszej walki...


Brak komentarzy: