PROSZĘ POMÓŻ MI WYGRAĆ BATALIE O ZYCIE ....

Bank Zachodni WBK Odział 1 Kielce: 86 1090 2040 0000 0001 1113 97 44

w tytule wpłaty: KAROLINA DZIENNIAK
Fundacja z Uśmiechem, ul.Mielczarskiego 121/303, Kielce

KONTAKT :

E-MAIL : kalusia22@o2.pl


wtorek, 27 listopada 2012

[43] I JAK TU NIE ZWARIOWAĆ ???

To miał być super dzień...
Od samego rana odkąd otworzyłam oczy powtarzałam to sobie jak mantrę... Musisz być dzisiaj wesoła !!! ... Musisz być dzisiaj szczęśliwa !!!
Dzisiaj 27 listopad... urodziny Papy... 55 urodziny mojego Tatuśka...
Wiem co chciałby dostać... no ale nie mogę Mu "tego" dać w tym roku... 
w zeszłym też nie mogłam ... ale może w przyszłym ???  ...
Myślę, że nie tylko On by się ucieszył, no ale tak musiał się zadowolić ciepłymi kapciami i koszulką ...
Uwielbiam te chwile kiedy jesteśmy wszyscy razem ... kiedy nie myślę o tym , że jestem chora ,a właśnie dzisiaj mi sie to udało, co prawda czar już prysnął ,ale cieszę się z tych chwil, które były, są i mam nadzieje, że będą ...
Ktoś chyba jednak nade mną czuwa i daje mi potrzebna siłę w chwilach kiedy tego naprawdę potrzebuje ...
Niestety wszystko co piękne szybko sie kończy i tym razem nie mogło być inaczej...
Jeden telefon i miny wszystkim odrazu zrzedły...
Cóż szpital nas po prostu uwielbia i nie potrafi sie bez Nas obejść... 
Tym razem ponownie zawitał tam mój jedyny Dziadziuś ... Ten sam , który wylądował ze mną w szpitalu równocześnie w lipcu
Cały czas coś się dzieje ...
I jak tu nie zwariować ???
No jak ???
Chce mi się wyć z tej bezsilności ...




poniedziałek, 26 listopada 2012

[42] PECHOWY PONIEDZIAŁEK ???

To wszystko było zbyt piękne więc nie mogło trwać wiecznie .
Weekend dzięki jednej osobie był cudowny, pierwszy raz od niepamiętnych czasów naprawdę się całkowicie wyłączyłam i nie myślałam o tym cholernym GADZISKU  !!! Nie spodziewałam sie tego zupełnie ...
Nie sądziłam, że to w ogóle możliwe, ale udało sie !!! ... Co prawda trwało to krótko, bo łzy pojawiły sie wczoraj, ale dla mnie nawet jeden dzień pozbawiony myśli na temat tego co się dzieje jest bezcenny... Żeby takich chwil było więcej ...

No ale wszystko co dobre szybko się kończy...
A ja chyba sama sobie to wykrakałam....
Dzisiejsy telefon mnie poraził tak jak miesiąc temu... 
Wizyta w Berlinie przełożona....
O Matko to znowu się dzieje !!! ... Drugi raz z rzędu ten sam scenariusz... 
Niby człowiek powinien sie już do tego przyzwyczaić, ale jak przez 6 tygodni nastawiam się psychicznie , że coś ma nastąpić w konkretnym dniu to później ciężko mi przejść do porządku dziennego i sie nie podłamać...
Teraz czekam na potwierdzenie kiedy mam przybyć z moim GOŚCIEM do naszego sąsiada zza granicy :-)
W sumie jak to powiedział mój Tatko to znak i to przesunięcie terminu wyjdzie na dobre !!!
A ja jako usłuchana córunia tatunia nie mam innego wyjścia jak trzymać sie tego co mówi...

No cóż tydzień nie zaczął się jakoś optymistycznie, a ja nie od dzisiaj twierdzę, że nie lubię poniedziałku !!!




piątek, 23 listopada 2012

[41] ALE O CO CHODZI ???

No dokładnie ....
Ale o co chodzi ???
To był tydzień pełen wrażeń...
W zeszłym tygodniu odwiedziłam mojego Doktorka, który mnie operował... Żartowniś, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu... I jego stwierdzenie na dzień dobry : " O !!! zmieniła Pani fryzurę " :-) No kto mi zmienił to zmienił :)
Z racji powtarzających się ataków mojego cudownego drenu miałam badania przeglądowe mojego wnętrza... 
I...
Jak zwykle bez zawirowań sie nie obyło... To byłoby wręcz nienormalne gdyby wszystko było ok.
W sumie to pisząc to już sama sie do siebie śmieję...
Stoję na tym rentgenowskim aparacie i obserwuję.... Obserwuje jak krzątają się za szybą technicy radiolodzy... Porobili zdjęcia i kazali czekać na korytarzu... No więc czekam z Tatkiem i już mruczę pod nosem, że coś jest nie tak ... Nie pomyliłam się wołaja mnie spowrotem bo trzeba badania powtórzyć !!!
I co słysze ???
Że jestem dziwnym przypadkiem, że dren w jednym miejscu ma widoczna pętlę ale najgorszy jest fakt, że nie widać końcówki !!! Matko !!!
Nogi sie pode mną ugięły... No bo jak to ??? Nie widać końcówki ??? To cholera gdzie jest ???
No i weekend miałam z głowy.. Wyniki we wtorek..
Jechałam tam wyobrażając sobie, że ten cholerny przyjaciel w mojej otrzewnej sie wysunął i już widzę jak mnie znowu kroją ...
Ale niespodzianka !!!
Znaleźli :)
W okolicy miednicy małej jest słynna końcówka drenu... tylko ta cholerna pętla ... Miejmy nadzieje, że sam się rozwinie i przestanie mnie już gnębić bo zauważyłam, że tydzień bez bólu tygodniem straconym !!!

Mamuśka ...
Cóż jak to już kiedyś pisałam normalnie być nie może. To wszystko byłoby zbyt proste...
Wynik biopsji nijaki... czyli żaden !!!
Po konsultacji z lekarzem już wiemy, materiał z guza nie został po prostu pobrany...
I ...
Konieczna jest biopsja mammotomiczna ...
I znowu ten cholerny czas ... termin wyznaczą dopiero po Nowym Roku !!!
Koszmar !!! Ale polska szara rzeczywistość. Trzeba mieć KOŃSKIE zdrowie żeby u nas chorować...
Brutalne, ale niestety w naszej krainie prawdziwe ...

To już za tydzień ...
Za tydzień o tej porze będę siedzieć w klinice w Berlinie !!!
Dopiero co tam byłam, a juz minęło 1,5 miesiąca !!!
Pytam się kiedy ???
Jak to możliwe ???
No ale jednak ...
Nie powiem, że zaczynam wariować bo już zwariowałam dawno temu, ale postawiłam sobie za cel trzymać w pionie !!!
Więc....

 MOCY PRZYBYWAJ !!!!

Kochani poniżej zamieszczam Apel mojej znajomej. Sama mnie wspierała, baaaaa nadal wspiera ale teraz Ona potrzebuje pomocy. Wiec gdziekolwiek jesteście i kimkolwiek jesteście możecie pomóc.
Oddając krew należy wskazać odbiorcę, a mianowicie PAULINA WDOWCZYK KLINIKA HEMATOLOGII W KATOWICACH.  To tak niewiele , a wiem że może pomóc...


DZIĘKUJĘ ...



środa, 14 listopada 2012

[40] MAŁE RZECZY ...

Czas ucieka...
Nieubłaganie pędzi i nijak nie mogę go zatrzymać...
Poniedziałek... żal ścisnął mi serce i nie chce puścić...
Jadąc z Mamuśką do lekarza nie przeczuwałam, że znowu dopadnie mnie niemoc...
A jednak widok siedzących młodych matek z brzuszkiem... z mężem... partnerem... z matką ... przeolbrzymi ból rozrywał mi serce ... Tak chciałam być twarda, ale to było silniejsze od mnie. Uczucie przerażenia wzięło górę. Nie chciałam Mamuśce przysparzać kolejnych zmartwień, sama sie domyśliła co się dzieje... Rozumie mnie bez słów... 
Rozryczałam się...
Wyszłyśmy przed gabinet a Ja zadawałam sobie znowu pytanie DLACZEGO ??? Co zrobiłam ???
 Wiem , to bezsensu bo nikt mi na te pytania nigdy nie odpowie ...
Ale ja nie daje już z tym wszystkim rady ...
Był przeokropny płacz, złość, rozgoryczenie... i zazdrość... zwyczajna zazdrość, że Ja nie mogę, a inne kobiety siedzą sobie beztrosko, głaszczą sie po brzuszku, a Ja  ??? Ja tylko mogę popatrzeć ...
I nie mogę na to nic poradzić, kompletnie nic...
Wtorek ...
Wizyta w mojej pracy...
Matko jak Ja za tymi moimi "ludkami" tęsknie... Od samego rana miałam stres, bo wiedziałam, że sie tam wybieram ... łapy mi się trzęsły, tchu brakowało, tylko nie wiem czemu ...
Z planowanej godzinki zrobiły się trzy , które minęły nie wiadomo kiedy...
Ja naprawdę czułam, że jestem dla Nich wszystkich ważna, jak bardzo się martwią. Było trochę uśmiechu na mojej twarzy wczoraj i cieszę się z tego przeogromnie.
To wszystko było takie szczere ... I wiem, wiem , że Oni tam na mnie czekają ...
Nie mogliśmy sie nagadać ...
Najśmieszniejsze były momenty kiedy wszyscy bez wyjątku przechodzili koło mnie mówili Dzień Dobry bo nikt mnie nie poznawał !!! Dopiero po chwili orientowali sie, że to Ja !!!
No cóż troche się człowiek zmienił ;-)
To był dzień pełen wrażeń. Wczoraj naprawdę do mnie dotarło, że miałam niesamowite szczęście w tym całym nieszczęściu, że 6 lat temu właśnie się tam znalazłam. Teraz żyje tylko nadzieją, że będę mogła tam wrócić, że kolejne wyniki na to pozwolą i spełni sie jedno z moich marzeń o powrocie do tego miejsca ...
Wieczór nie był juz taki miły ... z wielu powodów ...
Jeden z nich to taki, że pojechałyśmy z Mamuśka po Jej wyniki biopsji... No i jak to na mnie przystało po prostu wszystkim wokoło przynoszę pecha. Nic nie wiemy z tego wyniku. Zupełnie nic , niejasny ... znowu pozostało czekać na kosnultacje lekarza w piątek wieczorem..
Ech... dziwne to wszystko
A reszta powodów... Nie ma się z czego cieszyć ...
Może w końcu zaświeci dla mnie to przysłowiowe słońce i coś w tym moim marnym zyciu się zmieni... tak jak słowa tej piosenki ...



sobota, 10 listopada 2012

[39] PÓŁTORA ROKU ...

Tyle za mną ...
Właśnie dzisiaj mija dokładnie półtorej roku , 18 miesięcy, 550 dni strachu i walki ... nieustającej walki o lepsze jutro ...
Kiedy to minęło ???
Dokładnie pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj, pierwszy rezonans i ten cholerny niepokój i strach, że jednak COŚ tam jest. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, ale czułam , czułam że coś jest nie tak. 
Zawsze byłam jak czarownica...
Pamiętam jak podczas badania leżałam nieruchomo, a łzy same ciurkiem płynęły mi po policzkach... 
Mamuśka czekała w poczekalni na mnie, wyniki były dwa tygodnie później a ja wyszłam i buczałam jak dziecko nie mogąc sie uspokoić.  Pamiętam jak dziś jak powiedziałam do Mamci, że czuję wewnętrznie czuję , że nie jest dobrze, że tam COŚ jest... Ona patrzyła na mnie przerażona , ale nie chciała wierzyć w to co do Niej mówiłam... 
Nikt nie chciał ...
I ten technik, który robił badanie... Jego mina mówiła sama za siebie kiedy widziałam Jego odbicie
w lusterku w rezonansie ...a potem... potem najzwyczajniej w świecie mnie oszukał , kiedy spanikowana dopytywałam, czy coś tam jest ... powiedział, że się nie tym nie zna !!! A w końcu kiedy Go męczyłam powiedziała dosłownie, że nic tam nie ma !!! ...
Nie uspokoiło mnie to...
Przeczucie mnie jednak  nie myliło ...
Teraz tez czuję jakieś dziwne lęki ... 
Jeszcze 19 dni ... 
Codziennie odliczam pozostały czas do kolejnej wizyty w Berlinie...kolejnego rezonansu ... 
Zaczynam wariować ... 
A zarazem sie pomału do tego badania przyzwyczajać i oswajać.. 
To chyba zmęczenie materiału ...
Niby każdy dostaje tyle ile sam jest w stanie znieść , ale mnie to chyba nie dotyczy ...
Właśnie usłyszałam w TV, że nigdy nie jest za późno żeby spełnić swoje marzenia ...
Ja mam już tylko jedno, a reszta ??? ... reszta sie sama ułoży ...






wtorek, 6 listopada 2012

[38] DZIĘKUJĘ ...

Codziennie ... naprawdę codziennie myślę o tym ile zawdzięczam Wam.. i wszystkim , którzy mi pomagali i cały czas pomagają...
Boję się... cholernie się boję tego co przyniesie przyszłość ...  ale staram się chociaż nie wracać do przeszłości ... Staram się ... ale ... jedna myśl nie daje mi spokoju ... że może gdybym wcześniej ... nawet na początku roku trafiła na ten namiar , z którego teraz korzystam w Berlinie to moja sytuacja wyglądałaby teraz inaczej ... Może guz by sie nie rozrósł, może nie doszłoby do wodogłowia, może nie byłaby konieczna operacja, którą przeszłam... może... 
Wiem,że to jest tylko gdybanie i nikt mi nie odpowie na to pytanie , ale ta myśl nie daje mi spokoju ... 
Minęły już 3 tygodnie od ostatniej wizyty w Niemczech. jeszcze kolejne trzy i ponowna powtórka z rozrywki. Kolejny rezonans ... kolejna wizyta ...
Człowiek stara sie wyłączyć, nastawiać pozytywnie ale za cholerę mi to nie wychodzi... Tak sie po prostu nie da...
Piszecie, wspieracie .... Bardzo to doceniam ... bardzo ... ale strach jest silniejszy... I nie ma po prostu nie ma dnia, żeby go nie było... z mniejszą lub większa siłą ale jest ....
A żadne słowa nie są w stanie mi pomóc ...
Nie mniej jednak dziękuje Wam za każdą ale to każdą okazaną mi pomoc i naprawdę to dla mnie wiele znaczy ...



Jeszcze jakby mi mało było nie daje mi ostatnio spokoju mój cholerny kręgosłup... Jeszcze rok temu spanikowana, że to przerzuty na kręgosłup zrobiłam na cito rezonans... Wiem to bardzo rzadka sytuacja nie mniej jednak przerzuty tych guzów w obrębie centralnego układu nerwowego nieraz występują... No na szczęście nic tam takiego nie było ale protruzja krążka międzykręgowego daje o sobie znać ... Trzeba coś z tym zrobić może chociaż trochę jutrzejszy masaż kręgosłupa pomoże... Nie wiem nigdy nie byłam, ale od kilku dni tak mi dało popalić ,że nie sposób już wytrzymać...
Cieszyłby się człowiek jakby miał tylko taki problem...
Ale i tak się cieszę... miniona niedziela minęła błyskawicznie ale z moimi kochanymi rodzicami z moim kochanym Bączkiem...Gidle, Częstochowa... to przynosi mi pewnego rodzaju ukojenie, chwilowy wewnętrzny spokój...
Nie obyło sie bez delikatnego płaczu, ale uścisk Mamuśki łagodzi każdy ból...
Wiem...smęcę jedno i to samo... jak to mi źle ... Ale co mam poradzić ... Ostatnio to czysta prawda ...



Zbieram się ... zbieram pomalutku ... ale dzisiaj dopadła mnie słabość... w dosłownym tego słowa znaczeniu ... przez chwilę myślałam ,że fiknę... na szczęście jakoś udało się dotrzeć do samochodu i szczęśliwie z Baczkiem dotarłam do domu. Ale wyprawa dzisiaj na zwykłą pocztę była dla mnie nie lada wyzwaniem... jedyny pozytyw tego dzisiejszego kiepskiego dnia jest taki, że oczy mi się zamykają i chyba ( ale nie jestem pewna) uda mi sie zasnąć o ludzkiej porze...
A wtedy mam nadzieje, że przyśni mi się moja cudowna rodzinka... Ktoś mądry kiedyś napisał, że Oni są dla mnie a ja jestem dla Nich i tego sie będę trzymać...
Bez Was byłoby naprawdę ciężko ...
Ten poniższy filmik mówi sam za siebie...
Taka mała życia garść nie więcej...




czwartek, 1 listopada 2012

[37] DAJ MI CHWILĘ ...

Po pierwsze położyłam się przedwczoraj i wczoraj z mega dołem ...
To choróbsko mnie po prostu prześladuje , gdzie się nie obrócę tam glejak...
Strach otwierać lodówkę bo niebawem pewnie na mnie wyskoczy z górnej półki
To jakiś kiepski film , chyba bardzo długometrażowy bo końca nie widać...
W oczekiwaniu na atrakcje dnia ( czyt. seriale) wtorek godz. 19:50 TVN i co ???  reportaż " Sztuka umierania" 

http://uwaga.tvn.pl/61847,wideo,380150,sztuka_umierania,sztuka_umierania,reportaz.html

Zamurowało mnie kompletnie, ale przełączyć nie przełączyłam... Obejrzałam do końca...  
Buczałam, a jakże by inaczej , łapy trzęsą mi się do dzisiaj
Ale dopiero dzisiaj kiedy obejrzałam ten reportaż na spokojnie dotarło do mnie jak ja temu księdzu zazdroszczę... Tak po ludzku zazdroszczę, tej siły , tej odwagi ... której ja w sobie ostatnio nie znajduję..
Muszę się jeszcze wiele nauczyć...

Obudziłam się wczoraj z  myślą,że nic mnie nie zaskoczy...  nic bardziej mylnego !!!
Zaskoczyło i to jak !!
Chociaż raz w pozytywnym  tego słowa znaczeniu... w negatywnym niestety też...
Niespodzianek ciąg dalszy...
Niespodzianki : 
1 . W życiu nie byłam u tak miłej Pani Doktor jak wczoraj - okulista... prawdopodobnie dopadł mnie nerwoból oczu, zobaczymy czy dobrane krople pomogą i zadziałają czy może to jednak nie to :-( Trzymam się optymistycznej wersji !!!Bo raczej wykluczone, alby było to spowodowane moim PRZEŚLADOWCA... i kładę tu szczególny nacisk na wykluczone, a nie na słowo raczej ;-)

2.  Nikt nigdy nie zajął się tak perfekcyjnie i dokładnie moimi oczami ... 

3. Czeka mnie najprawdopodobniej chodzenie w okularach ale ale !!!  dno oka idealne !!! Ciśnienie  śródczaszkowe podobno bomba !!! Granice wyraźne, naczynia o przebiegu prawidłowym. Czyli reasumując w tej całej tragedii chyba są małe powody do radości bo mówiąc po ludzku nie widać śladu ucisku guza. Więc to chyba na plus !!! Kolejna kontrola za 3 miesiące...

4. Mam rewelacyjne wyniki badań krwi i wszyscy wokoło nadziwić sie nie mogą jak to możliwe...
Cóż po utracie kolejnych kilogramów Profesorek zalecił kontrolne badania co tez moja Pani Doktor uczyniła i zleciła. Znowu człowieka pomęczyli, krwi spuścili ale... dla takich wyników mogą mnie kłuć codziennie... Co prawda jeszcze ich moja Doktorowa nie widziała ale mój osobisty lekarz ( czyt. Mamuśka ) jest zachwycona a mnie nie pozostało nic innego jak jej zaufać !!!
Gdyby nie ten gagatek w mojej głowie można by rzec , że jestem okazem zdrowia... W życiu nie miałam tak idealnych wyników !!!
No więc co jest powodem tego spadku masy ciała ??? ... Ubyło mi już od zeszłego roku 18 kg i końca nie widać... Hmmm... rozmiar 34, w porywach 36 nie jest szczytem moich marzeń , może kiedyś był , ale teraz ... teraz najzwyczajniej w świecie mnie przeraża. Mówią na mnie w rodzinie kurczątko, pisklątko no i patrząc w lustro zaczynam dostrzegać to podobieństwo...
Chodzę w ciuchach Bączka, a i te niektóre robią sie już za duże
Fakt jedzenie opornie mi idzie, ale codziennie włażę jak opętana na wagę i wypatruje czy coś przybyło.. tyle , że nie przybywa...
Może w innych okolicznościach byłby to powód do radości ale teraz... no teraz średnio mi się to podoba...
Wczorajszy dzień nie mógł jednak być , aż tak kolorowy jakbym tego chciała...
Odeszła kolejna osoba, z którą razem w zeszłym roku zaczynałam swoją walkę... Przegrał... pamiętam jak spotkałam go przypadkiem w gabinecie katowickiego Profesorka był pełen werwy i nie dopuszczał do siebie myśli, że jest chory. Jak to powiedział... trzeba wyciąć ( bo miał to szczęście wtedy , że guz był operacyjny) i zapomnieć... Pomimo, iż mało wtedy do mnie docierało to zdanie wybitnie utkwiło mi w pamięci... zazdrościłam mu ... tak bardzo mu zazdrościłam, że będzie miał operacje, że pozbędzie sie tego gówna !! Ale to gówno wróciło !!! Pomimo tego, że Jemu udało sie wyrzucić ten syf z głowy Jego już dzisiaj nie ma... Mamuśka ... wiem chciała mnie chronić, dlatego powiedziała mi o tym dość późno...Wiedziała ,że to przeżyje bo ciągle o Niego dopytywałam... Nie wiem co będzie... nikt z Nas nie zna przyszłości ale pisze to teraz i mam na chwilę obecną olbrzymią nadzieję... Tyle się wokół mnie dzieje, ale cieszę się tak bardzo się cieszę, że nadal tu jestem ...
Kładłam sie wczoraj z nastawieniem, że nie wyjdę dzisiaj z domu... Nie obyło się bez płaczu, lamentu, że nienawidzę tego święta !!!... Dzisiaj rano dotarło do mnie co Mamuśka tłukła mi do głowy wieczorem, że przecież żyje !!! A to jest największe szczęście dla nich wszystkich... ostatnio mało do mnie dociera ale ktoś mądry kiedyś powiedział : " dopóki walczysz - jesteś zwycięzcą ". Chwilowo zabrakło mi mocy, ale nie złożyłam jeszcze broni... tylko tak bardzo brakuje mi tej normalności... 
Ale pozytyw tygodnia jest taki, że nawiązałam kontakt z kolejną osobą która leczy sie w tej samej klinice w Berlinie co ja od grudnia zeszłego roku.... i co ??? I ma się całkiem dobrze ... Chłopak walczy dzielnie i pomimo innych przeciwności losu sie nie poddaje...  Kurcze dopada mnie teraz cały czas myśl, że skoro komuś pomaga to czemu na mnie ma nie zadziałać... no dlaczego nie ??? !!! Powiedział mi , że muszę się ze swoją chorobą zaprzyjaźnić ... Cholera to niemożliwe... nie może być moim przyjacielem ktoś kogo tak bardzo nienawidzę !!! To coś zniszczyło mi całkowicie życie i nie ma w nim dla takiego syfu miejsca !!!
Dzisiaj Wszystkich Świętych ... Bałam się jak cholera... był wczoraj bunt, złość, bezsilność... ale poszłam... Było zupełnie inaczej niż w zeszłym roku... Całkowita obojętność, byłam na cmentarzu ciałem ale nie duszą... W zeszłym roku stałam nad grobami płakałam wyobrażałam sobie jak będą stali nad moi grobem a dzisiaj nic... kompletnie nic... Bałam się tylko spotkać ludzi... bałam się spojrzeń, pytań... Cały czas się tego boję... Ale nie bałam sie stojąc na cmentarzu, stojąc u Dziadzia , stojąc u mojej A. Czułam dziwny spokój.... 
A ten jest mi teraz najbardziej potrzebny....
Tylko męczyło mnie cały czas jedno pytanie, na które nikt nie zna odpowiedzi... Dlaczego człowiek rodzi się tylko po to, żeby umrzeć ???
Dlatego losie daj mi chwilę ... chociaż tyle ...