PROSZĘ POMÓŻ MI WYGRAĆ BATALIE O ZYCIE ....

Bank Zachodni WBK Odział 1 Kielce: 86 1090 2040 0000 0001 1113 97 44

w tytule wpłaty: KAROLINA DZIENNIAK
Fundacja z Uśmiechem, ul.Mielczarskiego 121/303, Kielce

KONTAKT :

E-MAIL : kalusia22@o2.pl


piątek, 29 marca 2013

[ 66 ] GŁĘBOKI ODDECH ...

Czas wziąć głęboki oddech ...
To wszystko zaczyna do mnie docierać ...
Uświadamiam sobie, że to naprawdę się dzieję ...
Strach mnie jednak nie opuszczcza ... Mam świadomość tego ile za mną , ale ile jeszcze przede mną...
Pierwsze wygrane starcie za mną ... ale co przyniesie przyszłość ???
Ile jeszcze zdołam znieść ???
Tęsknota jest coraz większa ...
Święta ...
Nie czuję tego w ogóle ...
Wszystko jakoś straciło sens ... To jakieś zupełnie nowe doświadczenie ... Cholernie bolesne ...
Ja tu ... Oni tam ...
Doceniam to wszystko co się wokół mnie dzieje ... I życia mi nie starczy żeby się za wszystko i wszystkim odwdzięczyć... A będę miała sporo do zrobienia i w Polsce i tu za oceanem ...
Przez ostatni cały tydzień ani razu nie zapłakałam, to dobry znak ...
Łzom mówimy stanowcze nie !!!
Mówimy, ale czy posłuchają ???
Niedziela Palmowa to kolejny cudowny dzień, kiedy człowiek dostrzega silę ludzkich serc ...
Akcja " Ciasto i kawa dla Karoliny " w polskim kościele ... to przerosło moje i nie tylko moje najśmielsze oczekiwania ...
Wszyscy dwoili się i troili, żeby wypadło cacy !!! I nie mogło być inaczej ...
Tyle ludzi ... Tyle przyjaznych oddanych duszyczek ... Tego nie da sie opisać to trzeba było zobaczyć ...
I to wszystko dla mnie ...
Zwykłego szaraczka ... 
Chce krzyczeć , że ten SYF w mojej głowie nie ma z takim wsparciem szans !!!
Krzyczę głośno i wyraźnie !!! Mam nadzieję, że usłyszy !!!
I kiedy ks. Marek z Polski mówił na mszy o mnie, mówił do mnie ... kiedy zaśpiewał specjalnie dla mnie piosenkę .... siedziałam w ławce .... ryczałam jak bóbr ... 
To ukoiło na chwilę mój ból ... na długa chwilę ...
Ale dla takich chwil właśnie warto żyć ...


To wszystko było takie niesamowite, że aż niewiarygodne ...
I to dokładnie 24 marca ... Właśnie w niedzielę Dziadziu skończyłby 80 lat ... nie doczekał, ale z góry patrzył ... Patrzył i mam nadzieję, że na Jego twarzy pojawił się błogi uśmiech ... bo na mojej zagościł ...
Moje dziewczyny , które wszystko zorganizowały ... Pisze moje bo one są moje !!! Wszyscy jesteście moi !!! Nie mogę tego nazwać inaczej ... Nie potrafię i nie chcę nawet myśleć inaczej ...













To daje mi tyle siły, daje poczucie bezpieczeństwa ...
Próbuję się zaprogramować na pozytywne myślenie ...
Tyle się ostatnio dzieje, że nie nadążam za tym wszystkim myśleć.
Nie ma mnie w domu ... a Wy ... Wy tam nie zapominacie ...
na bieżąco dochodzą do mnie informacje co się dzieje 
W zeszłą sobotę koncert ... w środę turniej bowlingowy ...
Chciałabym móc tam być , wszystkich wyściskać ...
Kurcze tyle emocji..
Teraz chyba muszę zacząć się martwić nie o mój mózg, ale o serce ...
Biedne nie wiem ile jeszcze tych wrażeń wytrzyma ...
Serce musi być silne !!!
Musze pogonić jeszcze ok. 3,5 centymetrowe GADZISKO  z mojej głowy!!!
Muszę !!!
Ja po prostu muszę !!!




środa, 20 marca 2013

[ 65 ] W ZYCIU PIĘKNE SĄ NIE TYLKO CHWILE ...

Ten dzień był pełen wrażeń...
Jeszcze nie ochłonęłam ...
Jeszcze dochodzę do siebie ...
Zaczęło się niezwykle miło, kiedy Mamuśka obudziła mnie śpiewem i całusami...
Wstałyśmy wcześnie rano... 
O 9:15 miała wybić godzina zero, spod Burzynski Clinic po 8:00 miał mnie zabrać kierowca i dowieźć na rezonans na radiologię...
Dotarłysmy pod klinikę, wsiadłyśmy zestresowane z Mamuśką ... i pierwszy zonk.
Wystarczyło, że tylko zasiadłam w samochodzie i ten nagle nawalił :-) 
Ani myślał zapalić :-)
Na mojej twarzy po raz pierwszy pojawił się wtedy uśmiech ...
Spojrzałyśmy z Mamuśką po sobie i ta z rumieńcem na twarzy rzekła do mnie : 
" No to zaczyna się :-) ".
Ja niewiele myśląc skwitowałam to stwierdzeniem, że teraz pewnie rezonans się popsuje bo z moim szczęściem wszystko możliwe ...
W końcu na wysokich obrotach przy pomocy pogromcy dróg Krysi dotarłyśmy do zamierzonego celu.
I w tym momencie myślałam, że padnę ze śmiechu kiedy okazało się, że jest awaria aparatu. Badanie przesunięte. Początkowa wersja zakładała, że naprawa potrwa godzinę. W trakcie okazało się jednak, że dłużej więc... wróciłyśmy do Burzynski Clinic, żeby tam w spokoju oczekiwać na badanie. I tak mijała pierwsza godzina, druga, trzecia i czwarta . W końcu dałam za wygraną i otulona kocykiem zasnęłam nie mysląc w ogóle o tym co się dzieje...
W końcu nie mogło byc w moim przypadku normalnie :-)


I przed 14:00 zadzwonił telefon !!! Mam się zbierać !!! Szybko się ogarnąć !!! Dzieje się !!!
Wszystko na wysokich obrotach !!!
Prawie w biegu !!!
I jeszcze dr Barbara Burzyńska prowadzi mnie do pokoju bo muszę szybko dokumenty podpisać...
Kroczymy w przyśpieszonym tempie... naciskamy klamkę drzwi, wchodzę za nia i zamieram w bezruchu ...
Słysze tylko słowa piosenki : Happy Birthday to You... Happy Birthday to You ... i oczom nie wierzę ...
To był jakiś film ... piękna niekończąca się opowieść. 
Tyle osób łącznie z Dr Burzyńskim na czele zrobiło mi niespodziankę ...
Język stanał mi w gardle ...oczy zalały się łzami ... zaparło dech w piersiach ...
Nikt nigdy nie zrobił mi takiej niespodzianki ...
I choć tęsknota za domem w dniu dzisiejszym była straszna,  strach przed badaniem ogromny to w tamtej chwili wszystko odpłynęło...
Byłam taka szczęśliwa ...
Nadal jestem ...




I dmuchając te 31 świeczek na tym "moim" torcie pomyślałam o tym jednym , jedynym wyczekiwanym marzeniu ...











Nie mogłam w to wszystko uwierzyć ... do tej pory nie mogę ...
Siedziałam oszołomiona ...
Taka wzruszona ...
To było wspaniałe przeżycie ...
A to jak sie okazało był dopiero początek ...
W mega szoku pojechałam w końcu na rezonans ...
Nie czułam po prostu nic...
Jechałyśmy z Mamuśką w samochodzie,a  mnie buzia sie nie zamykała 
z zachwytu...
Nawet nie wiem kiedy dotarłyśmy na radiologię, nie wiem kiedy wśliznęłam się to MRI , nie wiem kiedy skończyło się badanie ... cały czas miałam przed oczami niespodziankę ...
Z nagranym badaniem na płycie zmierzałam spowrotem do "mojej" kliniki. 
Było już późno ...
Nie liczyłam na to , że dzisiaj poznam wyniki...
Jednak to co sie wydarzyło przerosło moje wszelkie oczekiwania !!!
W drodze powrotnej zadzwonił telefon ... hmm... KLINIKA... myślałam, że z informacją że mam jechać odrazu do domu
Nie !!!
To dr Burzyńska z drżącym , radosnym głosem wyśpiewała mi : JEST LEPIEJ !!! GUZ SIĘ ZMNIEJSZYŁ o 20 % !!!
Ale jak to ??? Skąd wiedzieli ??? Przecież ja jeszcze nie dotarłam do Nich z płytą !!! Wszyscy byli tak zniecierpliwieni , że jakimś elektronicznym sposobem z radiologii do kliniki przesłali mój obraz ...
Nie wierzyłam ...
Dalej nie mogę uwierzyć w to co usłyszałam ...
Wyłam ze szczęścia jak dziecko ...
A Mamuśka wtórowała mi niczym rozhisteryzowana wilczyca ...
Dotarłyśmy rzutem na taśmę, czekali na mnie ... czekali, żebym sama zobaczyła na własne oczy to o czym mówią ...
Kiedy lekarz wyświetlił mi na ekranie obraz mojego guza z 29 stycznia 2013 i dzisiejsze skany o mało nie padłam na ziemię.
Gołym okiem było widać różnicę ...
20 % ...
Cudem dla mnie była stabilizacja obrazu ... nawet nie marzyłam o czymś takim ...
To najpiękniejszy prezent jaki mogłam sobie wymarzyć ...
Od razu pomyślałam o moim Dziadziu... nie doczekał ... ale wiem, że ma w tym swój współudział ... Czuwa tam z góry ... a ja tak cholernie tęsknie ...
Płacz Taty w telefonie, Bączka, Hubcia to niezapomniane chwile... uściski w klinice, całusy od tylu wspaniałych ludzi, którzy są ze mną, wiadomości , telefony od moich houstońskich i polskich przyjaciół pozostaną na wieki w mojej pamięci...
Ten dzień jednak miał się jeszcze nie skończyć ...
Moje kolejne kliniczne anioły Małgosia, Jaga i Krysia porwały mnie na meksykańską ucztę !!!
Wrażeń i niespodziankom nie było końca !!!





A kiedy dwóch super kelnerów stanęło przede mną z ciastkiem i zapaloną świeczka śpiewając Happy Birthday to You... łzy popłynęły mi po policzku ... biedni wystraszyli się , bo nie sądzili , że to łzy szczęścia ... nie wiedzieli, ale kiedy powiadomiliśmy ich , że świętujemy nie tylko moje urodziny ale pierwszy sukces w walce z tym DZIADEM gratulacjom nie było końca !!!


Wrażeń od samego rana miałam tyle, że nie sposób normalnie zasnąć ...
Łeb mam jak stodoła ...
To bajka ... niekończąca się opowieść ...
Gdyby wiara innych ludzi, ich troska, opieka mogła leczyć juz dzisiaj byłam zdrowa ...
Wojna dalej trwa ...
Ale pierwsza bitwa wygrana
1 : 0 dla mnie !!!

WSZYSTKIM Z CAŁEGO SERCA ZA DZISIEJSZY DZIEŃ DZIĘKUJĘ ...

Kalusia


poniedziałek, 18 marca 2013

[ 64 ] BOJĘ SIĘ ...

Jestem przerażona ... dosłownie przerażona ...
To jakieś apogeum ...
Kumulacja...
Zbierało się we mnie chyba już od dłuższego czasu ...
Strach wziął górę...
Boję się ...
Tak bardzo się boję ...
Niedługo minie w maju 2 lata jak nie przestaje sie bać ...
Dzisiaj nie wytrzymałam ... pękłam ...
Jak dziecko...
Nie rozumiem dzisiaj niczego ...
Chce tylko jednego ...
...
W moim mózgu coraz ciaśniej , ale szaleje w nim burza ...
" Ciemno wszędzie , głucho wszędzie
co to będzie ... co to będzie ... "

piątek, 15 marca 2013

[ 63 ] RAZ NA WOZIE ...RAZ POD WOZEM ...

Jak mówi stare dobre przysłowie raz na wozie ...raz pod wozem ...
Niby staram sie odganiać,złe myśli od siebie, niby staram się być twarda... niby czasami mi się to udaje , ale za chwilę wielkie bum !!! 
Małe porażenie prądem i zejście na ziemie ...
Leże i marzę , żeby być tu na wycieczce ...
A tymczasem ...
Tymczasem jestem na wojnie ...
Ale w tej wojnie jest wielu sojuszników dzięki, którym trzymam sie jeszcze w pionie ...
I to właśnie dzięki Nim wszystkim czasami, przez moment zapominam po co tu przyjechałam ...
To chwilowe, ulotne , ale te chwile jednak są ...
I to jest w tym wszystkim bezcenne ...
Nie !!!
Nie poddaje się,  ale mam chwilowe zachwiania równowagi, panicznego lęku ...
Wychodzę z uśmiechem na twarzy bo tego podobno to GADZISKO nie znosi
Żadna ze mnie bohaterka !!!
Zwykła szara mysz, a tylu bliskich ludzi mam wokół siebie ... tu na miejscu i po drugiej stronie za oceanem ...
To wszystko jest takie niesamowite, że nie może się źle skończyć ... przecież bajki zawsze mają szczęśliwe zakończenie .
I chociaż ostatnio było trochę sensacji, była niemoc to przez ostatni tydzień czułam sie przez chwilę szczęśliwa. 
Najpierw niespodzianka ze strony dr Burzyńskiej i wycieczka do Zatoki Meksykańskiej. I ironia losu musiałam zachorować , żeby to wszystko zobaczyć. Bóg jednak czuwał nad wszystkim i w tym dniu zapewnił mi boskie samopoczucie.
Potem kolejna niespodzianka... musiałam przelecieć tyle tysięcy kilometrów żeby spotkać moją rodaczkę z Dąbrowy Górniczej. Świat jest jednak mały ...
I piątek .... Dzień Kobiet... Kiedy odebrałam pocztę i zobaczyłam wiadomość i zdjęcie od moich chłopaków z pracy... z życzeniami poryczałam się jak dziecko ... już z nimi nie pracuje, a pamiętali ...
Kurcze nawet teraz jak to pisze ścisnęło mnie za gardzioł i w oku kręci ... jakie to było miłe ...
W sobotę kolejna niespodzianka i wycieczka do ogrodów z azaliami, też dałam radę !!! 
A moja Gusia i Szefowa byłyby pewnie w siódmym niebie !!! Tyle kwiatów, tyle zieleni, no istny raj na ziemi !!!
Niedzielny obiad u Hani i Wojtka ... i poczułam się jak w domu ... Zbyt towarzyska to chyba nie byłam bo zasnąć w towarzystwie przy stoliku na kanapie to chyba nie należy do dobrego tonu :) Ale nikt sie przecież nie pogniewał. I tak byłam twarda . Po chemii , po wlewie ... Kryzys przyszedł wieczorem ... ale zacisnęłam zęby i rano już wszystko wróciło do normy.
Ostatnio poczułam się jak dziecko, kiedy Krysia wzięła nas do Aquarium. Jazda kolejką, oglądanie rekinów to wszystko przywołało wspomnienia z dzieciństwa...
I chociaż wszyscy wokół mnie nie przestają się mną zajmować, wychodzą z siebie żebym nie myślała, stwarzają namiastkę rodzinnego domu ,to mój mózg już się zaprogramował i strach wziął górę ...
Trzęsę się jak osika na wietrze ...
Rezonans zbliża się wielkimi krokami ...
Chyba zaczynam pomału wariować ...
Człowiek chciałby myśleć o czym innym ... tyle , że się nie da ...
Dzisiejsza wizyta w klinice i kolejne badania trochę mnie podbudowały
Jest jakiś pierwszy sukces ... kolejne badania krwi pokazują, że mój organizm dzielnie walczy !!!
Wszystkie wyniki jak najbardziej w normie !!!
Więc to chyba dobry znak !!!
Najważniejsze , że jeszcze pełzam w pionie
Sama powłóczę nóżętami ;-)
Wiem, że ten rezonans w moje urodziny to jakiś znak ...
We wtorek tez przeprowadzka do kolejnej dobrej istoty, która przygarnie nas pod swoje skrzydła ...
Dużo sie będzie działo jak na jeden dzień ...
Ale byle nie było gorzej to będzie mega sukces !!!
Stabilizacja !!!
O tym marze !!!
Na to liczą moi lekarze...
To jeszcze zbyt krótki czas żeby spodziewać się cudu ... ale stabilizacja będzie już cudem i pierwszym krokiem do sukcesu !!!
Wielkim krokiem w przyszłość ...
Po to co najcenniejsze...
Po to co najważniejsze ...





wtorek, 5 marca 2013

[ 62 ] NIE JESTEM SAMA ...

Ta piosenka doskonale nadaje sie do obecnej sytuacji , w której się znalazłam...


Bo ja naprawdę NIE JESTEM SAMA !!!!
Cały czas wszyscy mi to uświadamiają ...
To niesamowite... to wszystko to jakiś cudowny sen ... piękny sen .... sen, który nie może się źle skończyć ...
Nie mogę się obudzić ... to jest zapowiedź czegoś niezwykłego, czegoś najlepszego ...
te ostatnie kilka dni, to dni pełne wrażeń, pełne wiary, że nadejdzie lepsze jutro !!!
Wszyscy dbają tu mnie, nie pozwalają myśleć o tym, że jestem chora ...
Chociaż o tym nie da się zapomnieć , ale można w jakimś stopniu złagodzić ...
Najpierw w Polsce dzięki ludziom, którzy mnie otaczali i nie tylko wierzyłam, że to co jeszcze rok temu było dla mnie nierealne okazało się do zdobycia !!!
Jestem tutaj, w miejscu gdzie od samego początku wierzyłam, że będzie mi dane sie znaleźć ...
Teraz jestem tutaj i jedynym celem bez względu na wszystko jest pozbycie się tego cholernego Gó....a !!!
Kolejny znak ... 19 marzec ... moje 31 urodziny ... i.... data mojego pierwszego rezonansu ...
Przypadek ???
Dobry znak ???
Prezent ???
W pierwszej chwili kiedy Pani Doktor mi to oznajmiła wpadłam w panikę... 
Jak to ?? 
To moje urodziny ... panika, lęk, oblały mnie poty na całym ciele ... 
Mamuśka mnie uspokoiła, że to dobry znak, zrządzenie losu, no bo jak to inaczej wytłumaczyć ??? 
To musi być dobry znak !!!
Dziadziuś jeden z drugim czuwa ...
Czyli odliczamy ...
W sobotę po piątkowych wiadomościach z kliniki padłam z wrażenia i przeleżałam cały dzień ...
Zbierałam siły na nadchodzące dni, bo to co sie wydarzyło ostatnio na długo pozostanie w mej pamięci ...
W niedziele lunch zorganizowany specjalnie dla mnie przez wspaniałych ludzi. Nie spodziewałam się, że poznam tylu wspaniałych osób. 
Wyjeżdżając tutaj wiedziałam, że lecę po życie ale strach przed tym co mnie tu spotka był ogromny. Myślałyśmy z Mamuśką, że będziemy tutaj same nie znające języka..
A tu na każdym kroku zaskakuje nas ludzka zyczliwość.
 Przyjęcie charytatywne .... baaaa czułam się jak na ekskluzywnym rodzinnym bankiecie
I pomyśleć, że cała ta akcja była dla mnie
Ze wzruszenia ciężko było mi wydukać na początku jakiekolwiek słowa
Tego nie dało się opisać ...
Nie było czasu myśleć o chorobie ...
A przecież o to w tym wszystkim chodzi !!!
Nie dać GADZINIE satysfakcji, że zawładnęła moim życiem !!!
ja naprawdę czuję, że nie jestem tutaj sama !!!
No bo jak tu się czuć samotnym z taką ekipą ???


I naprawdę te parę ładnych godzin trochę mnie wykończyło, ale kurcze radość w serduchu była niesamowita ...
I tak pobeczałam sobie troszkę ale nie były to łzy smutku ... były to łzy radości ...prawdziwe łzy radości ...
I chociaż strach i tęsknota są potworne takie chwile dodają mi skrzydeł...

A czytając wiadomość od Papy z Polski KOCHAM KOCHAM KALUNIE CÓRUNIĘ wiem, że dlatego muszę walczyć !!!

Od jutra znowu chemia, więc mocy przybywaj !!!