PROSZĘ POMÓŻ MI WYGRAĆ BATALIE O ZYCIE ....

Bank Zachodni WBK Odział 1 Kielce: 86 1090 2040 0000 0001 1113 97 44

w tytule wpłaty: KAROLINA DZIENNIAK
Fundacja z Uśmiechem, ul.Mielczarskiego 121/303, Kielce

KONTAKT :

E-MAIL : kalusia22@o2.pl


niedziela, 28 października 2012

[36] CZAS SIĘ ZATRZYMAŁ...

Czas jakby się zatrzymał w miejscu...
Życie wszędzie wokół toczy się dalej, nie u mnie...
Zbieram się , ale opornie ...bardzo opornie mi to idzie...
Próbuje to wszystko poukładać, zorganizować i nic mi z tego nie wychodzi...
Wiem poddać się jest najłatwiej ale jeszcze ciężej jest mi walczyć.
Każdy dzień wygląda tak samo nie mogę zająć myśli niczym innym, na niczym się skupić..
Najgorsza jest ta bezsilność... tak chciałabym sie cieszyć, nie byc ciężarem dla innych... ale to cholernie trudne.
Zafundowałam moim bliskim półtorej roku niesamowitych atrakcji, których końca nie widać.
Nie chce siedzieć i płakać , ale to jest silniejsze ode mnie...
I jak mam sie podnieść kiedy cały czas dostaję kopa w d... ???
No jak ???
Nie pisałam bo nie miałam na to siły... Nie potrafiłam się zebrać w sobie.
Mało nam jednego problemu to teraz pare tygodni czekamy na kolejne wyniki biopsji.. biopsji piersi mojej kochanej Mamuśki... Pisząc to sama w to nie wierzę...
No bo jak ??
Jak w jednej rodzinie może się pojawić kolejny guz ???
Czy jeden nieoperacyjny gnojek u mnie nie wystarczy ???
Nie pogodziłam sie z tym faktem, że choroba mnie dopadła ale to że wykryto guza w piersi u mojej kochanej Mamuśki dobiło mnie na maxa !!!
Mam żal, czuje gorycz i czuje się taka bezsilna...
Chce być silna nie dla siebie ale teraz dla Niej..
Tłumacze sobie, że przecież los nie może być aż tak okrutny, żeby pokarał Nas aż tak bardzo, żeby i u Mamuśki okazało się coś złego.
To nie będzie nic groźnego !!!
NIE MOŻE !!!!
I znowu to czekanie na wyniki, to już jest chyba wpisane w nasze życie...
Zastanawiam się tylko skąd brać na to wszystko siły ??? Jak stawić czoła temu wszystkiemu ???
Tych sił mi ostatnio brakuje...
Nic mnie nie cieszy dosłownie nic...
Ciężki okres przede mną... w dodatku 1 listopad... Nie cierpię tego święta...
Odkąd zachorowałam wręcz nie znoszę !!!
Tym bardziej teraz... teraz kiedy odeszły dwie bliskie mi osoby...
Dobija mnie to...
Już w zeszłym roku wpadłam w histerię na cmentarzu stojąc nad grobem ciotki,uświadamiając sobie jak kruche jest życie...że kiedyś, może nawet szybciej niż przypuszczam ktoś będzie tak stał nade mną... wiem, że to nieuniknione. Rodząc się wszyscy mamy to wpisane w swój życiorys. Nigdy o tym nie myślałam, a teraz moja czaszka,aż dymi, serce wali jak oszalałe a dusza krzyczy nie !!! Po prostu nie !!! Jeszcze nie teraz !!!
To takie niesprawiedliwe...
Powinnam teraz bawić swoje dziecko, moi rodzice zajmować się swoim wnukiem... cieszyć się życiem...
A ja co ???
A ja czuję się przegrana...
Wiem, wszystko ma swój cel a ja sobie właśnie uświadomiłam że za kilkanaście dni minie półtorej roku odkąd wiem , że to "coś" siedzi w mi w głowie ...
Kiedy sie dowiedziałam,że jestem chora i doszły mnie informacje że ktoś z glejakiem żyje już dwa lata było to dla mnie wielkie szczęście prosiłam o te dwa lata !! A teraz nawet nie wiem kiedy umknęło mi 1,5 roku...
Kiedy ????
I dochodzi do mnie, że czas naprawdę zatrzymał się dla mnie w miejscu, a z drugiej strony tak strasznie pędzi...




czwartek, 18 października 2012

[35] DOBRE ... ZŁE WIADOMOŚCI ???

Wyjazd do Berlina męczący...
Powrót jeszcze gorszy...
Dopiero dochodzę do siebie, zbieram siły ale kiedy zbiorę całkiem ???
Nerwy wzięły górę i już w drodze do Berlina pierwszy przypał. Po ujechanych 160 km zachciało mi się o 5:00 rano herbaty !!! W sumie już w Katowicach mi się zachciało , ale nie nie stajemy bo ulubioną stacja Hubiego jest Orlen i tam niebawem się zatrzymamy i to niebawem było za 140 km...
Wyszłam po kawy i moja herbatę płacę i znieruchomiałam ...
Zero euro w portfelu...nic...pustka same złotówki... a przecież dzień wcześniej byłam jeszcze z Tatkiem wymieniać kasę w kantorze !!!
Oblały mnie zimne poty,serce stanęło w oczach pociemniało...
Jak jak to zrobiłam... tyle razy wszystko sprawdzane przed wyjazdem ... wertowane... a jednak bez niespodzianek nie mogło sie obyć...
Szczęście w nieszczęściu pomyliłam koperty i miałam przy sobie złotówki ale co dalej. Złotówkami raczej
w Niemczech nie zapłacę no i pytanie czy starczy ???
Wpadliśmy na pomysł , że na 99,9 % przy granicy będzie kantor, ale moja pierwsza myśl, a co jak nie będzie ??? W końcu ostatnimi czasy same niespodzianki. Zaczęło być jeszcze bardziej nerwowo ale innego wyjścia nie było, trzeba było zaryzykować bo czasu na powrót już nie było. Gul mi puścił jak po długim czasie zobaczyłam olbrzymią reklamę  "Kantor 24 h " 4 km. Delikatna ulga ale dalej niepokój, czy cholera starczy.
No ale cóż , jakie było wyjście będziemy najwyżej kombinować...
Jedziemy dalej... mój strach był tak olbrzymi, że mnie całkowicie sparaliżował. Nie potrafię opisać stanu w jakim wczoraj byłam, w jakim byłam od kilku dni...
Nie spałam już drugi dzień, w końcu na chwile udało mi sie odpłynąć i powyginana na chwile przysnęłam.
W ogóle ostatnio o niczym innym nie marzę jak tylko o tym, żeby zamknąć oczy i przespać cały ten cholerny koszmar !!! 
Dojechaliśmy na miejsce, w klinice czarno od ludzi dzikie tłumy no i kolejna niespodzianka trzeba czekać jest obsuwa czasowa i to znaczna. Wypuściliśmy się trochę na miasto.. moje nóżęta ledwo mnie niosły, mało do mnie docierało. Ogarnęła mnie taka słabość, że nawet ciężko było mi cokolwiek mówić. Po powrocie do kliniki cierpliwie siedzieliśmy i czekaliśmy na swoja kolej... Nie pamiętam kiedy ostatnio,aż tak koszmarnie się czułam, nie byłam w stanie nawet pić o jedzeniu w ogóle nie mogło być mowy.. Nie jestem super bohaterka ale nie jestem tez mega mięczakiem a wczoraj... wczoraj działo się ze mną coś czego nie jestem w  stanie nawet opisać. Oddychanie sprawiało mi nie lada problem , nie wspominając o innych czynnościach życiowych. Nawet nie wiem jak poniosły mnie nogi kiedy przyszła moja kolej i Profesor zawezwał do gabinetu...
I zaczęło się ... wywiad szereg pytań o moje samopoczucie i w końcu odpalenie płyty z rezonansu... Porównanie badań  obecnego i z ostatniego rezonansu z sierpnia... I tu niespodzianka : wg opisu polskiego radiologa guz jest w jednym miejscu 2 mm większy z czym Profesor w ogóle się nie zgadza !!!  Dokładnie przeglądał przez ponad 30 minut płyty porównywał i pokazywał, że jest lepiej, że jest poprawa !!! Moja Iwonka kochana tłumaczka dokładnie użyła określenia, że guz jest mniej aktywny i mniejszy niż ostatnio !!!  Wiadomo trzeba jeszcze czasu, ale wg Niego jest poprawa i absolutnie nie zgadza sie z tym co napisał radiolog... Więc nie przerywamy leczenia...  kontynuacja przez najbliższe 6 tygodni po czym ponowny rezonans i kontrola...
Więc dobre i złe wiadomości ... Niemiecki Profesor- poprawa, polski radiolog - przeciwnie minimalne pogorszenie ... 1: 1. Któryś z nich na pewno ma rację...
Wierzę , że światowej sławy Profesor Neurochirurgii !! Ale niepokój dalej pozostaje bo zawsze jest jakieś ale...
Wiem, że nie mogłam oczekiwać cudu po miesiącu, a jednak zawsze będę marzyć , że darmowa wycieczka w końcu dobiegnie końca.
To czekanie... cholerne czekanie jest najgorsze... wiem te 6 tygodni minęło nie wiadomo kiedy to i następne strzeli... A wtedy... wtedy kolejny sprawdzian mam nadzieje, że dalej z pozytywną oceną .... Chyba, bo z tym choróbskiem nigdy nic nie wiadomo...
Chce się cieszyć, chce się wyłączyć, zapomnieć ale na razie łatwo mi to nie przychodzi.
Musze się przeprogramować i tak jak wszyscy moi najbliżsi wierzyć w to co powiedzieli w Niemczech. Musze wierzyć... głęboko wierzyć, że się uda...
Ten czas cholerny czas... wiem , że zleci ale to znowu będzie najdłuższe 6 tygodni w moim życiu...
Jestem wyczerpana...
Mam nadzieję, że w końcu i dla mnie zaświeci światło...



wtorek, 16 października 2012

[34] WSZECHOBECNY PARALIŻUJĄCY STRACH...

Nie radzę sobie...
Opadłam z sił...
Od kilku dni całkowicie sparaliżował mnie strach...
Chwile zapomnienia i radości są takie ulotne... już ich nie pamiętam...
Dochodzą mnie wieści , że kolejne osoby przegrały walkę z cholernym rakiem ...
Choroba zbiera swoje owocne żniwa !!!
Nawet TV nie sposób oglądać... właśnie teraz w kolejnym serialu kolejna osoba dowiaduje się, że ma raka trzustki... To jakaś plaga, niedługo chyba otworzę lodówkę a tam wyskoczy raczysko !!!
Pojawia sie milion pytań... Co ze mną dalej będzie ??? Jak mam żyć ???
Tego co sie teraz u mnie dzieje nie można nazwać życiem .. to istna wegetacja...
Nie mogę spać... nie mogę jeść...
Wszyscy wrócili do swoich obowiązków, Mamuśka , Tatko do pracy.. Bączek na uczelnie ... a Ja ...
Ja tkwię w nicości... żyje z dnia na dzień...każdy wygląda tak samo... Snuję się po domu bez celu... O niczym innym nie myślę od kilku dni, tylko o tym, że jestem chora... i to nie grypa , która po witaminie  C przejdzie... tutaj trzeba czasu, a ja jestem już taka zmęczona i niecierpliwa...
Nerwy i strach wzięły górę...
Najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że nie jestem w stanie przewidzieć jak będę się czuć dnia następnego...
W czwartek siedziałam z moimi laskami ,byłam naprawdę szczęśliwa... Ryjek mi się cieszył...
Piątek trauma, która ciągnie się do dzisiaj, ścisk w gardle i totalna dezorientacja...


Za kilkanaście godzin wyjeżdżam do Berlina do człowieka , który ostatnio zadziałał na mnie jak balsam łagodzący oparzenia... Przyjechałam po wizycie w klinice pełna nadziei, tym razem tez chciałabym w takim stanie wrócić... Wiem, że to za krótki czas żeby cokolwiek powiedzieć... cokolwiek myśleć o skuteczności terapii ale łudzę się , że może... Wiem, że guz nadal tam jest nie zniknął... ale wystarczyłaby mi tylko myśl ze stoi w miejscu... Chciałabym potwierdzenia moich myśli z ust Profesora...
Tyle rzeczy bym chciała jeszcze zrobić...
Wiszę w próżni ...
Jestem bezsilna ...
Niemoc mnie paraliżuje...
Życie wokół toczy się dalej,  a moje ???
Moje stanęło w miejscu ...



czwartek, 11 października 2012

[33] MARZENIA TE DUŻE I TE MELEŃKIE ...

Bezsenność mnie poraża..
Pochłania do reszty...
Ostatnio zaczynam się zastanawiać czy ja w ogóle kiedyś będę jeszcze normalnie spała ???
Nie wiem co dzieje się z moim organizmem. Nie potrafię go okiełznać. Pełzam po domu do 3:00, 4 :00 w rano ... Im bardziej się zmuszam, żeby zasnąć tym bardziej mój umysł się buntuje...
Chodzę nabuzowana...
W dzień się ukrywam przed słońcem więc chyba nocą muszę nadrabiać... Tyle że kompanów do rozmów niewiele ;-)
To już jutro ... nie wiem czy to cisza przed burzą czy dopiero wybuchnę ale ... cierpliwie czekam na tą cholerną płytę, na wyjazd do Niemiec i opinię profesora... Nosi mnie... nóżkami przebieram, tak chciałabym żeby już była noc z wtorku na środę... Siadać do samochodu z termosem w łapie, podusią i kocykiem...
Wyobrażam sobie drogę powrotną i marzę... marzę , że gęba mi się śmieje bo ten syf zareagował na leczenie , że w końcu jego wycieczka za darmo ma pierwszy przystanek... potem kolejny... i kolejny... aż w końcu wysiada !!!
Marzyć w końcu ludzka rzecz, a dzięki tym marzeniom jakoś egzystuje...
Ostatnio tylko bujam w obłokach...
Marzę o powrocie do pracy ... wszyscy marzą o tym jak przetrwać od poniedziałku do piątku, a ja marzę, żeby zerwać sie rano, biegać w popłochu po mieszkaniu , jedną ręka myć zęby , drugą ręka robić oko, wskoczyć do samochodu, przejeżdżać na  pomarańczowym świetle, słuchać Radia Karoliny  7:22, podjechać pod wejście, zostawić zapalony silnik w samochodzie jak to zawsze miałam w zwyczaju, biegnąć do czytnika żeby odbić kartę...
Tak cholernie za tym wszystkim tęsknie... za taka moją normalnością... Tak bardzo mi tego wszystkiego brakuje !!!
I codziennie ... codziennie marzę o tym dniu kiedy to wszystko wróci... kiedy zasiąde przy swoim biurku... otworze swoją szafę...
Boże kiedy to będzie ??? No kiedy ???
Podobno jeśli się czegoś bardzo pragnie to się to ściąga...
Ściągam więc myślami ...
Wczoraj tak sie wzruszyłam... zaskoczył mnie cholernie jeden telefon... Mój poczciwy Dyrektorek z dawnego liceum dzwonił do mnie... Głos ugrzązł mi w gardle było potem trochę płaczu...Kurcze tyle lat minęło... nie zapomniał, to co powiedział dało mi powera i od wczoraj nic innego nie powtarzam jak Jego słowa, że moje kłopoty to tylko kłopoty przejściowe !!! Uczepiłam sie tej myśli i nie odpuszczam.  Powtarzam to teraz jak mantrę...przejściowe...przejściowe...
Dzisiaj tez się wzruszyłam... Moje laski tak o mnie dbają, tak mnie rozpieszczają... nie pozwalają poddawać się smutkom. Dostać parasolkę przeciwko słońcu to jest coś :-) Moja mina jak ją rozłożyłam była chyba niezapomniana, będę oryginalna i rozpoznawalna.Co tu dużo gadać



Cóż ostatnio byłam w końcu w kręgu zainteresowań przechodniów w Katowicach kiedy czekając na Mamuśkę, aż skończy swoje zabiegi u lekarza spacerowałam z Bączkiem z olbrzymim czarnym parasolem. Nie byłoby w tym pewnie nic dziwnego gdyby nie fakt, że ludzie chodzili bez kurtek, słońce nieźle prażyło, a na niebie nie było nawet pół chmurki :-) Ale co mi tam , za namową Bączka starałam sie nie zwracać na tych wszystkich ludzi uwagi. A dzisiaj... dzisiaj przemknęłam do lekarza odebrać wyniki badań krwi niczym tajemniczy Don Pedro z Krainy Deszczowców ;-) Opatulona,  zakapturzona...
Nie mniej jednak w dobrym humorze wróciłam do domu.. Moje nerki pracują iście fantastycznie oby tak dalej !!! Najpierw nerki , potem mózg i życie będzie piękne...
Jutro... a raczej to już dzisiaj 18:20 rezonans... chwile grozy... potem jeszcze większe katusze czekać parę dni na wyniki...
Ta piosenka miała mi kiedyś przynieść szczęście... Kiedyś sie nie udało może teraz nadejdzie ten czas...



Cóż jak zwykle się modlę i proszę o modlitwę wszystkich zainteresowanych...

niedziela, 7 października 2012

[32] DLA TAKICH CHWIL WARTO ŻYĆ...

7 październik jedna z moich ulubionych dat...
To właśnie dzisiaj 21 lat temu przyszedł na świat mój Bączek
To już drugie takie urodziny " w powiększonym gronie". Co prawda jeden "gość' zupełnie nieproszony ale niestety obecny !!!
Mój pasażer na gapę... No ale cóż postanowiłam go dzisiaj ignorować.
Zaparłam się od piątku !!
A co !!!
Nie będzie guzior pluł mi w twarz !!!
Grypsko opanowane ( co by nie zapeszyć ), no ale niestety dopadło teraz tatka. Widze , że grypa zagościła w mojej rodzinie na dłużej. Została tylko mamuśka, ciekawe czy jej faszerowanie się czosnkiem przyniesie zamierzony skutek czy ja tez dopadnie ,oby nie ...
Więc trzeba było sie dzisiaj zmobilizować i tryskać dobrym humorem ;-)
Nie musiałam sie nawet zbytnio wysilać.
To jeden z najpiękniejszych dni ostatnio w moim życiu.
Zawsze uwielbiałam rozpieszczać mojego "malutkiego" Bączka i mam nadzieje, że jeszcze wiele razy będzie mi to dane.
Uśmiech na jej twarzy i ten okrzyk zachwytu kiedy otwiera głupiutki prezent jest bezcenny.
Potrafi się cieszyć z takich prostych i banalnych gadżetów. A mnie to sprawiło tyle przyjemności.
Widzieć ja szczęśliwa to jednocześnie być szczęśliwą.
Obiecałam jej dzisiaj , że Jej 42 urodziny także spędzimy razem.. Łezka popłynęła ale muszę słowa dotrzymać !!! Będę miała wtedy 51 lat ;-)
Kurcze ja dzisiaj nie wychodząc nawet na sekundę z domu byłam naprawdę szczęśliwa !!!
Tak po ludzku, tak prawdziwie. Nawet teraz jak to wszystko piszę serce wali jak oszalałe ale pierwszy raz z radości, nie ze strachu.
Więcej takich dni !!! Więcej !!!
Za oknem ponuro, a ja ten dzień zaliczam do wyjątkowych... każdy dzień jest dla mnie wyjątkowy z prozaicznego powodu bo jest ... bo był.... ale dzisiejszy był jakiś szczególny. I nie potrafię chyba tego zwykłymi słowami opisać...
Kocham moja "malutką " siostrzyczkę i nigdy nie przestanę.. Dla mnie już zawsze będzie moim Bączkiem...






Więc chwilo proszę Cię trwaj....

czwartek, 4 października 2012

[31] ZMIANY... ZMIANY...

Ubaw po pachy !!!
Jakże by mogło być tym razem inaczej ;-)
Termin wizyty w Berlinie przesuniety o całe 5 dni, dlaczego mnie to nie dziwi ??
A no już wcale ;-)
To juz jakaś norma, niedługo stanie się tradycją, że nigdy w okreslonym terminie nie moge trafić do żadnej  kliniki, bo zawsze coś :-)
I tym razem nie mogło być inaczej.
Termin wyjazdu do Niemiec przesunięty z 12 na 17 października. Te 5 dni jakoś " zniese" , byle tylko było warto !!!
I co rezonans tez automatycznie przesuwamy , nie będzie we wtorek będzie za tydzień w piątek.
Minie 2 miesiące od mojego ostatniego skanowania i 6  tygodni od momentu rozpoczęcia terapii.
Ciemno wszędzie... głucho wszędzie... co to będzie ??? !!!! co to będzie ??? !!!
W sumie to najpierw byłam zła a potem śmiałam się jak głupi do sera.
Kolejny raz sie potwierdziło,że ze mna to już nie może byc normalnie ;-)
Życie uwielbia mnie zaskakiwać, ale show must go on !!!!


Grypsko nie odpuszcza, z nochala się leje, ale co tam z grypą !!! Twarda jestem muszę, nie tylko dla siebie...oj nie tylko... niektórzy byli do tej pory dla mnie teraz ja muszę być dla Nich ...

środa, 3 października 2012

[30] NIE CHWALIĆ DNIA PRZED ZACHODEM SŁOŃCA ...

W życiu nie ma lekko...
Dzisiejsza noc doskonale to odzwierciedliła...
Jak to mówią nie ma co chwalić dnia przed zachodem słońcem...
Nie ma co popadać zbyt szybko w euforię, bo jak to zwykle bywa za chwilę dostaniemy obuchem w twarz...
Dren... zastawka... dała o sobie znać o 3:00 rano !!! Znowu cholerstwo sie gdzieś źle ułożyło, znowu dało mi popalić...
Jak ja "uwielbiam" ten ból, z którym w żaden sposób nie potrafię sobie poradzić. Pojawia się nie wiadomo skąd i nie wiadomo kiedy sam odchodzi...
Szkoda tylko, że to odchodzenie tak opornie mu idzie...
Już dawno nie było ataku , a ja głupia myslałam , że moje dobre samopoczucie będzie juz trwac wiecznie.
No i się przeliczyłam...
Waga znowu spadła o 2 kg, zero tłuszczu w tym moim brzuszysku. Dren nie ma sie gdzie schować...
Nie rozumiem tylko dlaczego wybiera sobie zawsze nocne godziny...
Najgorsze jest w tym wszystkim to , że żaden lek przeciwbólowy nie działa, jak to mówią ból mechaniczny trzeba czekać, aż sam przejdzie. Tyle, że dzisiaj czekałam do białego rana... Bączek po 8:00 wychodził na praktyki, a ja nadal nie mogłam sie ruszyć...
Coś czuje , że będę odsypiać swoją "miłą" przygodę...
Jeszcze w dodatku dopadło mnie mega przeziębienie.
Od wczoraj wygrzewam sie pod kocykiem.. gorączka , dreszcze, z nosa cieknie... Z odpornością od wielu lat mam na pieńku... Bączek przywlókł wirusa w weekend i długo nie musiałam czekać na efekty...
Wiem, wiem nie ma co narzekać...
Żeby tylko takie choroby mnie dopadały to byłoby dobrze...
Czy coś mnie jeszcze zaskoczy ???






poniedziałek, 1 października 2012

[29] ODBIĆ SIĘ OD DNA...

Odbiłam się na chwilę od dna...
W sumie to trwa już jakby nie patrzeć trzeci dzień...
Byłam w piątek z Mamuśką w cudownym miejscu...
Kolejna msza za uzdrowienie chorych... tym razem Gliwice... 
Co tam się działo !!! Ludzie mdleli po dotknięciu księdza, padali na marmurową posadzkę.
Nikt ich nie podnosił, nikt nie reagował !! Stałam jak słup soli i na początku nie mogłam tego wszystkiego ogarnąć. Pierwszy raz w życiu uczestniczyłam w czymś takim, ale wrażenia bezcenne. Kościół pełen ludzi , zdrowych , chorych...To na pewno nie był mój pierwszy i ostatni raz.
Jeszcze tam wrócę !!
Wrócę podziękować, a jak !!!
Dużo kosztowało mnie wyjście pod ołtarz kiedy ksiądz wywołał wszystkie osoby chore na raka. W pierwszym odruchu mnie sparaliżowało, nogi jak z ołowiu.
Trochę to trwało zanim dotarło do mnie,że cholera to przecież Ja !!!
Że muszę tam podejść, jakiś taki wewnętrzny głos podpowiadał mi idź!
Pobiegłam...
Zdążyłam na błogosławieństwo... Stałam na środku pomiędzy tyloma młodymi osobami... Tylu z Nas choruje... aaaaa szkoda nawet gadać...
Mamuśka się rozkleiła, płakała łzami jak grochy. Obie płakałyśmy...
Ale wróciłyśmy weselsze, spokojniejsze.
Piątek pomimo nie najlepszych wiadomości zakończył się bardzo pozytywnym akcentem..
Wstąpiła we mnie nowa nadzieja i zamierzam ją bezgranicznie pielęgnować !!!
Kurcze blaszka... cały weekend , aż mnie nosiło.
Ze wszystkich możliwszych sił starłam się odgonić czarne myśli...
Idąc za ciosem raz dwa pojechaliśmy wczoraj na wioskę..
Cel... jabłka ...
Tyle jabłonek, niepryskanych to co teraz lubię najbardziej... i gdzieś pomiędzy tym wszystkim ja, ukryta przed słońcem...







No pogoda idealna dla mnie nie była.
Skutek uboczny leku ( 12 tabletek dziennie , o Matko !!!) niestety się utrzymuje. Mega po prostu mega nadwrażliwość na słońce...
Ale co mi tam !!! Jeśli tylko to na mnie zadziała ,mogę łykać nawet 40 dziennie do końca życia, chodzić z parasolem , w rękawiczkach i kominiarce byle tylko skutek był !!!
Jakby nie patrzeć minął już miesiąc terapii...
9 październik godz. 18:00 i chwila prawdy... rezonans i wyjazd z płytą do Niemiec do kliniki w nocy z 11/12 października...
Jak to zleciało... dopiero co tam byłam, trzęsłam się ze strachu kiedy spoglądałam z niecierpliwością to na Profesora świergolącego w zupełnie nieznanym dla mnie niemieckim języku to na moją kochaną tłumaczkę :)
I teraz znowu powtórka z rozrywki...
Co to będzie ???
Chciałabym , żeby było dobrze... Nic więcej do szczęścia mi nie jest potrzebne....
Może w końcu komuś uda sie sprawdzić bilet mojemu pasażerowi na gapę i zmusić do opuszczenia z darmowego autobusu...