Czas jakby się zatrzymał w miejscu...
Życie wszędzie wokół toczy się dalej, nie u mnie...
Zbieram się , ale opornie ...bardzo opornie mi to idzie...
Próbuje to wszystko poukładać, zorganizować i nic mi z tego nie wychodzi...
Wiem poddać się jest najłatwiej ale jeszcze ciężej jest mi walczyć.
Każdy dzień wygląda tak samo nie mogę zająć myśli niczym innym, na niczym się skupić..
Najgorsza jest ta bezsilność... tak chciałabym sie cieszyć, nie byc ciężarem dla innych... ale to cholernie trudne.
Zafundowałam moim bliskim półtorej roku niesamowitych atrakcji, których końca nie widać.
Nie chce siedzieć i płakać , ale to jest silniejsze ode mnie...
I jak mam sie podnieść kiedy cały czas dostaję kopa w d... ???
No jak ???
Nie pisałam bo nie miałam na to siły... Nie potrafiłam się zebrać w sobie.
Mało nam jednego problemu to teraz pare tygodni czekamy na kolejne wyniki biopsji.. biopsji piersi mojej kochanej Mamuśki... Pisząc to sama w to nie wierzę...
No bo jak ??
Jak w jednej rodzinie może się pojawić kolejny guz ???
Czy jeden nieoperacyjny gnojek u mnie nie wystarczy ???
Nie pogodziłam sie z tym faktem, że choroba mnie dopadła ale to że wykryto guza w piersi u mojej kochanej Mamuśki dobiło mnie na maxa !!!
Mam żal, czuje gorycz i czuje się taka bezsilna...
Chce być silna nie dla siebie ale teraz dla Niej..
Tłumacze sobie, że przecież los nie może być aż tak okrutny, żeby pokarał Nas aż tak bardzo, żeby i u Mamuśki okazało się coś złego.
To nie będzie nic groźnego !!!
NIE MOŻE !!!!
I znowu to czekanie na wyniki, to już jest chyba wpisane w nasze życie...
Zastanawiam się tylko skąd brać na to wszystko siły ??? Jak stawić czoła temu wszystkiemu ???
Tych sił mi ostatnio brakuje...
Nic mnie nie cieszy dosłownie nic...
Ciężki okres przede mną... w dodatku 1 listopad... Nie cierpię tego święta...
Odkąd zachorowałam wręcz nie znoszę !!!
Tym bardziej teraz... teraz kiedy odeszły dwie bliskie mi osoby...
Dobija mnie to...
Już w zeszłym roku wpadłam w histerię na cmentarzu stojąc nad grobem ciotki,uświadamiając sobie jak kruche jest życie...że kiedyś, może nawet szybciej niż przypuszczam ktoś będzie tak stał nade mną... wiem, że to nieuniknione. Rodząc się wszyscy mamy to wpisane w swój życiorys. Nigdy o tym nie myślałam, a teraz moja czaszka,aż dymi, serce wali jak oszalałe a dusza krzyczy nie !!! Po prostu nie !!! Jeszcze nie teraz !!!
To takie niesprawiedliwe...
Powinnam teraz bawić swoje dziecko, moi rodzice zajmować się swoim wnukiem... cieszyć się życiem...
A ja co ???
A ja czuję się przegrana...
Wiem, wszystko ma swój cel a ja sobie właśnie uświadomiłam że za kilkanaście dni minie półtorej roku odkąd wiem , że to "coś" siedzi w mi w głowie ...
Kiedy sie dowiedziałam,że jestem chora i doszły mnie informacje że ktoś z glejakiem żyje już dwa lata było to dla mnie wielkie szczęście prosiłam o te dwa lata !! A teraz nawet nie wiem kiedy umknęło mi 1,5 roku...
Kiedy ????
I dochodzi do mnie, że czas naprawdę zatrzymał się dla mnie w miejscu, a z drugiej strony tak strasznie pędzi...