PROSZĘ POMÓŻ MI WYGRAĆ BATALIE O ZYCIE ....

Bank Zachodni WBK Odział 1 Kielce: 86 1090 2040 0000 0001 1113 97 44

w tytule wpłaty: KAROLINA DZIENNIAK
Fundacja z Uśmiechem, ul.Mielczarskiego 121/303, Kielce

KONTAKT :

E-MAIL : kalusia22@o2.pl


czwartek, 24 stycznia 2013

[ 53 ] ODLICZANIE ...

Nerwówka...
Chaos ...
Nie ogarniam tego wszystkiego ...
Potworny strach wkradł się w moje życie , a czas tak galopuje , że ledwo rano otwieram oczy, a już zamykam je wieczorem...
2 luty 2013 godz. 7:45 start z Okęcia ... start po lepsze jutro ... start po życie ... przystanek w Houston...
Rozpoczęło sie odliczanie ...
Wczoraj dopadł mnie mega kryzys. Oczy odmówiły mi posłuszeństwa i wylałam morze łez ...
Strach, bezsilność, niemoc ...
Nie lecę tam na wycieczkę, ale po to by żyć !!!
Tak bardzo wierzę w to, że się uda ...
A jak to powiedziała moja kuzynka WIARA GÓRY PRZENOSI !!!! 
Nadzieja mnie nie opuszcza, ale strach paraliżuje do reszty ...
Szale goryczy przelała wizyta u Dziadzia w szpitalu :-(
Udało Nam sie wśliznąć na chwilę na oddział chociaż panuje zakaz odwiedzin ze względu na szalejącą grypę... 
Leżał taki biedny, wymęczony... bez nogi ... :-( 
Wszystko tak szybko się posypało ... choroba, szpital , amputacja ... Dopiero co przezywaliśmy małe zwycięstwo- wyniki Mamuśki, to kolejny cios ... za dużo tego wszystkiego, stanowczo za dużo !!!
Cały czas mam w pamięci obraz z wesela mojego kochanego Kuzyna prawie Brata, kiedy to wywijałam z Dziadziem na parkiecie... Ja jeszcze niczego nieświadoma okaz zdrowia i mój kochany. Dziadziuś ... 

Rok później mieliśmy zatańczyć u mnie,  nie zatańczyliśmy ... 9 miesięcy później rach, ciach i dowiaduje się że mam "OBCEGO" w głowie.
A teraz "OBCY" sie rozprzestrzeniania i na dobre rozgościł sie nieproszony w moim mózgu, a Dziadziuś ... Dziadziuś stracił nogę ... 
Jakoś na tańce się w najbliższej przyszłości nie zanosi i ciężko będzie to jakoś zorganizować ...
To wszystko nie tak miało wyglądać, nie taki był scenariusz ...
Nie zgadzam sie !!! Nie chcę !!!
Tak bardzo sie tego wszystkiego boję ... tak bardzo boje sie co przyniesie przyszłość ...
Pozostało 9 dni ...

piątek, 18 stycznia 2013

[ 52 ] DZIEJE SIĘ ...

Krótko, zwięźle i na temat !!!
Wizy przyznane !!! 
Całą wczorajszą noc oka nie zmrużyłam ... Zmogło mnie po 5:00 gdzie po 6:00 trzeba było się zwlec z łóżka...
Ale bez przygód jak zwykle sie nie obyło ...
Droga była koszmarna ... marznąca mżawka spowodowała, że droga do Krakowa, która zwykle zabiera 50 minut wydłużyła się do 1, 30 h !!!
Dzisiejsza wizyta w Konsulacie mnie po prostu wykończyła ...
Zdążyłyśmy rzutem na taśmę ...
W sumie to nie wiem jak Nam sie udało. Byłyśmy na miejscu 8:33 ... Stres, nerwy wywołały u mnie fale wymiotów. Nie omieszkałam zaznaczyć swojej obecności pod samym konsulatem pozostawiając tam część swoich wnętrzności ...
Świat wirował mi wokół, byłam zielona na twarzy,  wchodząc tam ledwo ciągnęłam nogi za sobą ...
Rozmowa z konsulem... mega ciepły człowiek, taki ludzki, troskliwy ...
Cóż... nie ma co zgrywać bohatera... Emocje wzięły górę... człowiek nie wytrzymał i się rozkleił... w sumie ostatnimi czasy dość często mi się to zdarza...
Dzisiaj do mnie to wszystko dobitnie dotarło ...
Wycieńczona padłam po południu w domu jak kawka ... przespałam całe po południe i dużą cześć wieczoru ...
Ze snu wybudził mnie ksiądz !!!
Myślałam, że śnie !! Ale spokojnie nie przyszedł jeszcze do mnie z ostatnim namaszczeniem i wierze, że jeszcze długo nie będzie musiał... 
Przyszedł z kolędą ... 
Kurcze dawno nie usłyszałam tyle mądrych i ciepłych słów co dzisiaj ...  To dało mi dodatkową moc...
Teraz muszę magazynować w sobie nowe pokłady sił... będą mi teraz cholernie potrzebne ...


Nie zawsze możesz mieć co chcesz
Choć gonisz tak że brak ci tchu
Gdy wszystko nagle traci sens
Wciąż może być dobrze dobrze dobrze!


środa, 16 stycznia 2013

[ 51 ] CIĘŻKI DZIEŃ ...

Serce podeszło mi  dzisiaj do gardła... 
W sumie wiem już od wczoraj... Na nic się zdało moje odwołanie w ZUS-ie. Komisja ponownie stwierdziła, że jestem całkowicie niezdolna do pracy i mogę złożyć wniosek o rentę ...
Cóż było robić... Odebrałam ta cholerną decyzję ... zwlekłam sie dzisiaj
i poczłapałam do "mojej" pracy... No cóż trzeba jakoś dalej pchać ten wózek ...
Przekroczyłam dzisiaj próg "mojego" urzędu i nie wytrzymałam napięcia...
Łzy same płynęły mi po polikach, serce waliło jak oszalałe, napięcie sięgnęło zenitu ... 
Kiedy zobaczyłam swoich ludków , swoje krzesło, swoje biurko...ciężko to wszystko ubrać w słowa i opisać... I moja niezastąpiona dobra Szefowa, jeden z moich Aniołów Stróżów,  która jest ze mną od samego początku tej pieprzonej wojny... Siedziałam dzisiaj patrzyłam na Nią i uświadomiłam sobie, że była pierwszą osoba która dowiedziała sie, że jestem chora... I wiem jedno, to że znalazłam sie w tym miejscu otoczona tymi ludźmi to nie był przypadek, to była i jest dla mnie niesamowita nagroda... Spędziłam tam 5 naprawdę cudownych lat swojego życia ...
Dzisiaj uzmysłowiłam sobie jak to wszystko się pochrzaniło... Jeszcze dwa lata temu o tej porze żyłam przygotowaniami do swojego ślubu... czekałam co też wymyśli moja słynna brygada RR ... czym mnie zaskoczą, bo na pewno by tak było... A dzisiaj... dzisiaj pakowałam swoje rzeczy i nie byłam w stanie praktycznie o niczym myśleć... emocje dopiero całkiem opadły kiedy wróciłam do domu. Wtuliłam się w Mamuśkę i jak za czasów z dzieciństwa płakałam głaskana przez Nią po głowie ...

Wizyta w Bydgoszczy na wariackich papierach. Centrum Onkologii pokaźne ale tak jak Onkologia w Gliwicach zadziałało na mnie paraliżująco...
Ktoś, gdzieś, kiedyś mi powiedział, że Bydgoszcz jest tyci tyci od Dąbrowy :-) No cholera nie mogę się z tym zgodzić. Podróż dłużyła się niesłychanie. Badanie zresztą też, a samopoczucie po do najmilszych nie należało... Wyniki przyjdą w przyszłym tygodniu ... Juz nawet nie zastanawiam się co w nich będzie ...
O Matko !!!
Jaka ja jestem tym wszystkim już zmęczona ... naprawdę cholernie zmęczona ...

I wiadomość z ostatniej chwili 4 lutego o godz 09:30 czasu amerykańskiego jak dobrze pójdzie mam się zameldować w klinice w Houston. Mam nadzieje, że wszystko pójdzie z planem. A zaplanowana na najbliższy piątek wizyta w konsulacie amerykańskim w Krakowie nie przysporzy kolejnych niemiłych niespodzianek !!!
Bo tych zdecydowanie mam już dość ...

Gdzie jest ta siła ???
I skąd Ją brać ???
Skąd tyle wiary ???
By mocno stać ...


sobota, 12 stycznia 2013

[ 50 ] NAPIĘCIE ROŚNIE ...

Napięcie rośnie !!!
Czas znowu przyspieszył ... I ciężko to wszystko ogarnąć... tyle się dzieje ... Niech sie dzieje, byleby prowadziło w odpowiednim kierunku... A jak będzie ??? Czas pokaże ...
Jeszcze się dobrze nie zaczęło, a ja jestem już tym wszystkim okrutnie 
zmęczona ...
Dokumenty z  kliniki już wyszły, papiery w konsulacie złożone czekamy na termin rozmowy w Konsulacie w Krakowie. Mamy nadzieję , że na początku tygodnia uda się już coś ustalić...
Najbliższy poniedziałek.... kierunek Bydgoszcz... badanie PET mózgu...
Matko ile czasu mi to zajęło, żebym mogła to badanie w trybie pilnym wykonać tu w Polsce. Lekarze z USA żeby ciąć moje koszty sami zaproponowali żebym wykonała to badanie w Polsce bo jest ponad 4 razy tańsze niż u nich. Jestem im za to wdzięczna ale nikt nie sądził, że będzie tyle problemu żeby prywatnie to badanie u nas załatwić. Obdzwoniliśmy pracownie PET w całej Polsce i znacznik tyrozyna, który wykorzystywany jest w badaniu PET mózgu jest tylko w tej chwili w Bydgoszczy. Cudem udało mi się ustalić termin badania na najbliższy poniedziałek bo następny termin dopiero za miesiąc !!! Koszt badania bagatela marne 5 tyś. złotych ... no ale na pewno mniej niż 6 tyś dolarów. Na tym etapie to dla mnie bardzo dużo zaoszczędzonych pieniędzy...

Telefon do ZUS-u w czwartek niczego nie rozjaśnił w mojej głowie. Dalej nic nie wiem, moja sprawa nie została jeszcze rozpatrzona. Mam dzwonić w najbliższym tygodniu... No na pewno nie omieszkam... Ale to czekanie... 
to czekanie mnie już po prostu wykańcza ...

Niby wszystko zmierza we właściwym kierunku i mamy taka nadzieję , że w pierwszym tygodniu lutego uda się wylecieć ale to wszystko bardzo ciężkie jest dla mnie i moich bliskich do ogarnięcia ... 
To takie moje pobożne życzenia ... i miejmy nadzieję , że tak będzie...
Co tu dużo mówić , czas dla Nas chorych nie jest niestety sprzymierzeńcem...
Wszystko wydaje sie takie proste, a w rzeczywistości tak niestety nie jest. 
Mam tylko nadzieję, że chociaż w konsulacie nie czeka na mnie jakaś niemiła niespodzianka i wszystko pójdzie sprawnie.  No ale cholera w moim przypadku to się już można wszystkiego spodziewać. 
Ale cicho sza !!!

Nie wiem naprawdę nie wiem jak to wszystko będzie ;-( ...
Strach mnie paraliżuje ale jest tyle życzliwych osób wokół mnie.
To przecież nie może się nie UDAĆ !!!
A ja ... ja tak bardzo chce żyć...  a życie jest tak proste a zarazem takie trudne ...



czwartek, 3 stycznia 2013

[ 49 ] SZCZĘŚCIE W NIESZCZĘŚCIU ...

I stało się !!!
Nowy Rok, nowe wiadomości...
Chociaż to dopiero pierwsza pozytywna wiadomość, to wywołała niemały uśmiech na mojej twarzy.
Ileż było łez...ale łez szczęścia !!!
Jest wynik Mamuśki. Wycięte paskudztwo było łagodnym włókniakiem... Wykonane USG potwierdziło, że jest czysto i teraz tylko kontrola za pół roku...
Tak strasznie sie bałam, ciągle zadawałam sobie pytanie ile jeszcze zdołam znieść...
I te słowa wypowiedziane kiedyś przez Nią, że chciałaby przejąc moje choróbsko żebym mogła być zdrowa...
A ja ... ja nikomu nawet najgorszemu wrogowi nie chciałabym podarować mojego pasażera...
Musze się go sama pozbyć, nie obciążając nikogo wokół...
Trzymam sie jakoś w pionie choć ostatnio bywa ciężko...
Czy to jakiś dobry znak ???
Czy teraz będzie już tylko lepiej ???
Czekam z niecierpliwością na wieści ze Stanów, na sygnał do startu z kliniki... Przebieram nóżętami i z olbrzymia nadzieją czekam co przyniesie przyszłość ...
Byle tylko nie była zbyt odległa ...

 MAMUŚ KOCHAM CIĘ !!!



środa, 2 stycznia 2013

[ 48 ] FALA ...

Hucznie w Sylwestra to u mnie w tym roku nie było...
Pierwszy raz od czasów podstawówki spędzałam Sylwestra w domu przed telewizorem, ale nie krzywduje sobie... Cisza, spokój, łóżeczko, kocyk ... no niestety tłoczno trochę było, biorąc pod uwagę mojego " niechcianego dziada " w głowie ... czekałam do północy i od tego momentu cały czas marzę... marzę , że ten rok będzie lepszy ... Nie żądam zbyt wiele, oby tylko nie było gorzej, a jeśli ktoś tam na górze sprawi , że będzie ciut lepiej to będzie dla mnie największe szczęście... szczęście o jakim się nie marzy !!!
Dzisiaj znowu stresujący dzionek... ponowna Komisja Lekarska zawezwała mnie " na dywanik" do Chorzowa. Byłam w mega szoku, że tak sprawnie i szybko ustosunkowali sie do mojego odwołania i już dzisiaj miałam powtórne wezwanie.
Próbowałam być spokojna no ale niestety moje próby poszły na marne...
Stres znowu wziął górę !!!
W silnym składzie wyruszyliśmy w kierunku Chorzowa. 
Komisja w trzyosobowym składzie... Muszę przyznać, że dość miłe towarzystwo no ale co z tego mojego odwołania wyniknie to zobaczymy. Nie uchylili rąbka tajemnicy, mam czekać cierpliwie na decyzje w domu.
Przyjdzie pocztą...
No to czekam !! Bo cóż innego mogę zrobić... nic tylko czekać ...
Teraz było zupełnie inaczej... pełny wywiad... pełne badanie.. Wszystko tak jak być powinno
Co będzie ... zobaczymy... czekam... czekam... może się doczekam...
Może wiadomości będą pomyślne i to zapoczątkuje falę mojej dobrej passy w tym roku ???
Czegóż więcej mi trzeba ....