Poprzez burzę ...
Dosłownie i w przenośni ...
Jakaś zła passa przyczepiła się jak rzep psiego ogona i nie chce odpuścić ...
Odpłynęłam na pewien czas...
Tam " na górze" mam swojego kolejnego Opiekuna . Kolejna osoba bliska mojemu sercu została pokonana przez to cholerne gadzisko. Do dzisiaj nie mogę w to uwierzyć. Pamiętam dokładnie każdy dzień kiedy Beatka pomagała mi w szpitalu dojść do siebie... Była taka silna... Zarażała optymizmem i mega powerem... I nagle to dziadostwo znowu okazało się silniejsze ... znowu zabrało swoje żniwo.
I jak być tutaj twardym ...
No jak ???
Strach towarzyszy mi każdego dnia , ale teraz znowu się spotęgował ze zdwojona siłą
I chociaż bronie się przed tym jak mogę , w mojej głowie pojawia się pytanie... kiedy moja kolej ??
Czym sobie zasłużyłam,że nadal jestem po tej stronie ??? Skoro inni po kolei odchodzą...
To głupie zadawać sobie pytania , na które nikt nie udzieli mi odpowiedzi, ale takowe kłębią się w mojej głowie... i nie potrafię inaczej.
Rozpętała się kolejna burza.. w sercu... i w ciele
Dzisiejsza wizyta w klinice znowu zasiała zamęt. Te moje cholerne krwinki, szaleją i coś nie mogą się zorganizować. Dodatkowo doszły inne rewelacje, więc trzeba było porobić dodatkowe badania, a teraz cóż pozostało czekać na wyniki....