PROSZĘ POMÓŻ MI WYGRAĆ BATALIE O ZYCIE ....

Bank Zachodni WBK Odział 1 Kielce: 86 1090 2040 0000 0001 1113 97 44

w tytule wpłaty: KAROLINA DZIENNIAK
Fundacja z Uśmiechem, ul.Mielczarskiego 121/303, Kielce

KONTAKT :

E-MAIL : kalusia22@o2.pl


niedziela, 20 grudnia 2015

[ 113 ] NADZIEJA UMIERA OSTATNIA ...

Mówią, że nadzieja umiera ostatnia...
Podpisuje się pod tym wszystkimi palcami u rąk, wszystkimi palcami u stóp !!!
Przez ostatnie dwa miesiące straciłam całkowicie chęć do życia...
Dosłownie...
Wiadomości, które usłyszałam po przylocie do Houston przygniotły mnie tak bardzo, że myślałam... baaaa.... byłam prawie pewna, że już się z tego nie podniosę, że dłużej tego wszystkiego nie pociągnę...
Miałam wrażenie, że zaczynam wszystko od początku, tyle,że sił już nie mam tyle ile na początku tej piekielnej wojny...
Ale  gdzieś tam na samym dnie tlił się malutki płomyczek... ledwo bo ledwo , ale jednak się tlił...
Ta cała energia , która przypływa do mnie każdego dnia, od tylu życzliwych ludzi, ma niezwykła moc...
I chociaż często gęsto w ostatnim czasie, nie odzywam się, milczę to uwierzcie mi , że daje mi to wszystko co dostaje coraz więcej siły...
Przełomem był email, który dostałam od osoby, która również podziela mój los i walczy z tym cholernym rakiem... innego typu, ale bezlitosnym raczyskiem...
I te słowa ciągle dudnią mi w głowie: " Proszę Cię walcz !!! Nie poddawaj się !! Bo dzięki Tobie ja zaczęłam walczyć !!!".
To rozłożyło mnie na części pierwsze ... Wyłam jak bóbr... Nie umiem tego wytłumaczyć, ale poczułam, że jestem to komuś winna... Te słowa tak mną wstrząsnęły, że będę je pamiętać do końca mojego życia...
Więc walczę !!!
Nie wiem co jeszcze mogę zrobić, ale staram się ze wszystkich sił zbierać się w sobie i dokopać temu dziadowi
Ale to ciężki przeciwnik, udowodnił to ostatnio...
Przez pewien czas chodziłam jak zombie, nie potrafiłam się odnaleźć w tej sytuacji... Chyba nikt nie potrafi... Bo jak ???
Jeśli ktoś zna sposób chętnie poznam...
Przez 1,5 miesiąca udało się wrócić do pełnej terapii, udało się zmobilizować na tyle nerki, aby dostać wlewy...
I przyszedł ten moment... Kolejny sprawdzian z mojej wytrzymałości... Kolejny rezonans... I odpowiedź na to dręczące mnie nieustannie pytanie czy to wszystko ma sens ???
Teraz wiem, że ma !!!!
Bo jak inaczej nazwać ten fakt, jak nie cudem Bożonarodzeniowym ....
Tak !!!
Ta padlina zmniejszyła się o 34 % !!! Zatem to co urosło na ostatnim MRI zmalało plus jeszcze trochę !!!
Kiedy Dr Burzyński przekazał mi tą wiadomość, przez pierwsze sekundy to do mnie nie dotarło... Dopiero za chwilkę zaczęłam piszczeć jak dziecko i rzuciłam się Niego i dr Yi ze szczęścia. Krzyczałam na całą klinikę, a Oni stali i cieszyli się razem ze mną z mojego szczęścia.
Nawet teraz na samo wspomnienie mam gęsią skórkę na ciele, bo czy mogłam sobie wymarzyć piękniejszy prezent na Święta ???


http://pomagam.caritas.pl/karolina-pomoz-mi-wygrac-batalie-o-zycie/



niedziela, 15 listopada 2015

[112] KROK W TYŁ ...

Pisze tego posta już ponad dwa tygodnie ...
Kiedy udało mi się już zasiąść przed laptopem niemoc, strach paraliżuje mi całe ciało...
Ciągle wybucham płaczem...
Wciąż analizuje, wciąż o tym myślę i przestać nie potrafię... chociaż na chwilę... na jedną sekundę... nanosekundę ...
Nie da się ...
Nie potrafię...
Od dwóch tygodni żyje w jakimś amoku...
Gadzisko triumfuje...
Po ostatnich czerwcowych wspaniałych wynikach , kiedy dostał przysłowiowo po dupie , postanowił się odegrać i wykorzystać moment słabości innych narządów, moment nieprzyjmowania przez dłuższy okres leków i powiększyć swoje rozmiary ...
Potężny cios ...
Leciałam do Stanów spokojna, nie tego się spodziewałam...
Wykończona przez ta piekielną bakterię, która sponiewierała mną na wszystkie strony byłam spokojna o to co dzieje się w mojej głowie...
Leciałam przecież do kliniki z płytą z rezonansu i opisem od polskiego radiologa, na którym WYRAŹNIE pisało, że nic się nie zmieniło od ostatniego badania !!! Że obraz jest stabilny !!!
Wiadomo mogło być lepiej, ale cieszyłam się, że nie jest gorzej ...
Dlatego tak ciężko jest mi się pogodzić z tym co się okazało kiedy lekarze w Houston otworzyli płytę i już na pierwszy rzut oka widzieli , że guz jest większy i zmienił swoją strukturę !!!
Dla mnie to jakiś matrix... nie dociera do mnie ...
Dzięki czujności osób z Caritasu tez już udało się wychwycić , że coś nie gra... Dopiero wtedy, zauważyliśmy, że na opisie jest napisane, że obraz był porównywany do badania sprzed roku, które właśnie wykonywałam w tym samym ośrodku w Polsce co teraz... szanowna Pani "Doktor" nie raczyła nawet otworzyć płyty, którą zostawiłam do porównania, a już szczytem możliwości jest fakt, że kiedy porównaliśmy opis tego feralnego badania z tym sprzed roku szczęka opadła mi do ziemi...
Był identyczny z tym z 17 września 2014... Słowo w słowo pomijając jedno jedyne zdanie, wszystko inne kropka w kropkę po prostu skopiowane... Zrozumiałabym jeszcze gdyby badanie opisywał ten sam radiolog, ale nie ..... 
To dwóch różnych lekarzy !!! Dwóch różnych ...
Jak można być tak nieodpowiedzialnym ... tu chodzi o czyjeś życie, o moje życie....
Aż boję się myśleć ile jeszcze takich opisów wykonała "Szanowna Pani Doktor" ....
Kiedy pomyśle, o tym wszystkim robi mi się niedobrze...
To wszystko co się dzieje, rozwaliło mnie na milion kawałków...
Nie umiem się ogarnąć, pozbierać...
Poraził mnie strach, niemoc...
Udało się od dwóch tygodni wrócić do terapii, przyjąć po zawirowaniach z nerkami pierwszy wlew...
Teraz zbliża się kolejny, kolejne badania, które znowu zadecydują czy zostanie podany...
Wszyscy mówią walcz...
Ale skąd mam brać na to wszystko siły ???
Skąd ???
Boje się...
Tak strasznie się boję....






wtorek, 20 października 2015

INFORMACYJNIE

Ostatni czas chciałabym najchetniej wymazać z pamieci..
Niestety tak sie nie da.
Dzisiaj napisze tylko informacyjnie,ze jestem.
Tylko na tyle mam sil
Clostridium Difficile wrocilo z podwojona sila i doslownie mnie powalilo, jestem wykonczona
Nie udalo mi sie wczoraj wyleciec do kliniki do Houston
Nie dalam rady, trzeba bylo przelozyc lot
Odpisze na wszystkie Wasze wiadomosci jak tylko bede miala sile
sciskam

niedziela, 23 sierpnia 2015

[ 110 ] MAŁY LETARG ...

Dom...
Dla mnie najcudowniejsze miejsce świata... Za każdym razem kiedy jestem w Houston odliczam skrupulatnie dni do powrotu... I czekam ... i czekam... a to czekanie, tak strasznie się dłuży... Tam mam wrażenie, że czas stoi w miejscu... A tutaj ... nawet nie wiem kiedy minął już ponad miesiąc mojego pobytu. To jest jakieś niewytłumaczalne zjawisko... Próbuje to rozkminić, ale za cholerę nie potrafię znaleźć odpowiedzi... To jedno z tych pytań z cyklu DLACZEGO ??? , na które nie znajdujemy odpowiedzi... A przecież większość czasu jestem
w sennym letargu... W dodatku upały , które panowały to był jakiś koszmar, nie byłam w stanie normalnie egzystować, a tu jeszcze straszą , że w przyszłym tygodniu wrócą... To nie na moje zdrowie !!!
Boże jakie to szczęście móc być w domu... Mieć całą rodzinę przy sobie... Zamykam oczy i.... marzę ... marzę żeby to nigdy się nie skończyło... Ale za chwilę znowu przychodzi lęk i ta dobrze mi znana klucha w gardle bo dociera do mnie , że moja walka ciągle trwa... a jak długo jeszcze???? Z jakim skutkiem ???
Człowiek myślał, że sobie "dychnie" trochę, no ale niestety raczysko nie śpi i ciągle daje o sobie znać.
Także od miesiąca bujam się po lekarzach, po badaniach, a od dwóch tygodni niestety większość leków jest odstawiona, bo moje dzielne nerki mają już coraz bardziej dość.
W zeszłym tygodniu był płacz... Stara dupa jestem , ale skierowanie do szpitala , które dostałam na oddział nefrologii zwaliło mnie z nóg :-( Nikt nie chciał dla mnie źle ... ja wiem. I kiedy tak już spakowana w poniedziałek i prawie gotowa na przyjęcie do szpitala we wtorek otrzymałam wiadomość od Pani Doktor, że niestety nie przyjmą mnie do szpitala, z uwagi na panującego wirusa na oddziale ja głupia skakałam ze szczęścia. Wszystko zostało załatwione tak, że dojeżdżam do szpitala na badania, albo wykonuje badania poza obiektem. Szpital blisko więc nie ma problemu, a nawet gdyby był daleko to zrobiłabym wszystko, żeby do niego dojeżdżać...
Także zobaczymy co z tego wszystkiego wyjdzie, czy da się te moje nery jakoś okiełznać. Tak daleko już zaszłam... tak wiele przeszłam... wiem, że mój organizm jest już  zmęczony, przecież to już prawie 3 lata intensywnego leczenia, ale spinam się jak mogę !!!
Za to w środę wizyta w moim ulubionym miejscu ... ZUS !!! 
Ciągle do mnie jakoś nie dociera i nie mogę się z tym pogodzić, że jestem rencistką !!! Ale jednak jestem.... :-( I to z jaką pokaźną rentą !!! Żyć nie umierać :-) Gdyby nie rodzice to cóż brzydko mówiąc zdechłabym z głodu....Często czuję się już bezużyteczna, Tyle chciałabym móc zrobić, a po prostu nie mam na to siły ;-( Czasami wydaje mi się , że mogę wszystko, zaraz potem okazuje się że zwykłe wejście po schodach staje się wielkim wyzwaniem. 
Ale ostatnio byłam z siebie taaaaaaaaaaka dumna !!! Dałam radę uczestniczyć w tak ważnym dniu mojej Marlo i Micha !!! Ślub i wesele przy upale 39 stopni!! To było wyzwanie !!! Ale dwa tańce zaliczyłam ;-) w zwolnionym tempie, ale jest i to się liczy. Co prawda musiałam się wymykać co jakiś czas na górę do pokoju trochę podrzemać, ale jestem z siebie dumna i szczęśliwa, że mogłam tam być !!! Bo co tu dużo gadać, dla tej dwójki warto !!! Poznałam przy tym super ludzi, którzy wiem, że wiedzieli że jestem chora , ale w żaden sposób nie dali mi tego odczuć i chociaż patrząc w kościele jak Młodzi składają sobie przysięgę, w oku zakręciła się łza, że moje życie potoczyło się tak ,a nie inaczej, to jestem mega szczęśliwa , że mogłam tam być, że w tym dniu sama patrząc w lustro nie widziałam choroby i po prostu zapomniałam o tym całym syfie... chociaż do samego końca ani ja ani Marlo nie wiedziałyśmy czy się na tym ślubie zjawię.
Ale udało się !!!!
c.d.n.


poniedziałek, 6 lipca 2015

[ 109 ] NO TO SIĘ POROBIŁO

Ekscytujące chwile po ostatnim rezonansie już minęły i czas było powrócić do rzeczywistości...
Przestałam bujać w obłokach bo dość usilnie przypomniały mi o tym moje nerki i wątroba...
Jak to mówią jak nie urok to ...
Gadzisko dostaje po łbie, ale inne narządy też nie pozostają obojętne...
Wyniki wątroby tak poszalały, że konieczne było znowu wstrzymanie leczenia i przejście na dość rygorystyczną dietę... Także opycham się rybami, sałatami i moją jakże ulubioną owsianką, której zawsze nie znosiłam i nadal nie lubię, ale mus to mus. W każdym razie po tygodniu widać było efekty, włączono ponownie leki, a po dwóch znowu były lepsze chociaż do normalności jeszcze daleko. Moje wątróbsko wygląda jak u osoby dość ostro pijącej :-) a alkoholu to ja przecież nawet nie wącham...


Jakby tego było mało w zeszłym tygodniu mogłabym ludzi straszyć bez charakteryzacji. Obudziłam się i czułam, że jest coś nie tak . Czułam się potwornie ciężka. Kiedy wstałam i zobaczyłam swoje stopy przeraziłam się, ale i tak to nie było jeszcze najgorsze, bo kiedy otworzyłam drzwi łazienki i zobaczyłam swoją buzię w lustrze sama się nie poznałam !!! Stało tam jakieś opuchnięte monstrum ...
I cóż kolejny raz leki odstawione leki, a ten padalec w mojej głowie pewnie się śmieje jak głupi do sera :-( No ale trzeba dotrwać do czwartku, do kolejnych badań. Chociaż teraz czuje się o niebo lepiej. Więc mam nadzieje, że i mój środek tez się jakoś trzyma.
A ja .... ja już myślami jestem z moimi bliskimi, żyję chwilą i pozwoleniem na oddech w domu... Moim domu !!! Wlewów przez jakiś czas nie będzie , a ja z walizką leków już w niedziele mam nadzieje szczęśliwie wylądować i spać we własnym łóżku !!! Czy może być coś piękniejszego ??? Dla niektórych pewnie tak, ale dla mnie to zaraz po pokonaniu GADZISKA drugi w kolejce powód do szczęścia. 
Zatem proszę trzymajcie za mnie nadal kciuki...


niedziela, 7 czerwca 2015

[ 108 ] MÓC WSZYSTKO !!!

03 czerwiec 2015 ...
Kolejny test, kolejny sprawdzian z mojej wytrzymałości psychicznej i fizycznej kondycji GADZISKA, który już czwarty rok panoszy się w moim mózgu !!!
Kolejna nieprzespana noc, kolejny ścisk w gardle i ciągle powtarzające się w mojej głowie pytanie : " Co to będzie ???".
Wstałam ... nogi z waty, ręce się trzęsą,  ja ledwo jak zwykle mogłam sklecić jakieś zdania. Skora do rozmów za bardzo nie byłam jak zawsze. Zebrałyśmy się szybko i w mieszanym towarzystwie damsko - męskim ruszyłyśmy na kolejny moment prawdy. Męskie towarzystwo 4- letniego Mimiego trochę poprawiło mi humor. Mały brzdąc i Jego pytania: Ciocia Karolina, a gdzie jedziemy???A po co ??? A czemu??? To Jego ulubione pytanie. Patrzysz wtedy na takiego malutkiego , dociekliwego chłopczyka, który ukocha, da buzi i robi się człowiekowi trochę lżej na sercu. Ale strach nie mija, choćbym nie wiem jak się starała i chociaż nie wiem jakbym udawała, nie potrafię...
Niestety chory człowiek na raka, nawet jeśli pozbędzie się tego syfu i tak do końca swoich dni, żyje z piętnem tej okrutnej choroby. Strach przed każdym badaniem, już zawsze będzie dla mnie taki sam. Wiem jak podstępnym typem nowotworu jest glejak. Jak w jednej chwili wszystko potrafi się odwrócić o 180 stopni. Staram się te czarne myśli odsuwać od siebie, ale niestety jestem tez bardzo świadoma swojej choroby. Czasami zastanawiam się co byłoby lepsze. Wiedzieć mniej, czy więcej... Ale z drugiej strony gdyby nie moja determinacja, upór i chęć życia nie znalazłabym się w tym miejscu , w którym jestem. 
Nie wiem...
Zaczęło się badanie,... Tym razem było tak potwornie zimno, że musieli mnie przykryć dwoma kocami, bo cała dygotałam z zimna.
Pobuczało...poszarpało... i poszło gładko...
Czarownica z  Dąbrowy Górniczej tym razem nie popsuła rezonansu i nic nie spodziewanego się nie wydarzyło podczas badania...
W końcu przyszedł czas na obrady jak ja to nazywam : okrągłego stołu".
I kiedy tak poważyli, pomierzyli, Pielęgniarz Joe zmierzył mi ciśnienie... 160/101 !!! Nie mogłam się uspokoić... Nogi chodziły mi pod stołem jak oszalałe, a ja czekałam na Św. Trójcę...
I stało się przyszli.. 
I już od drzwi słyszę, że jest bardzo dobrze, ze zmalał, że aktywność jest niewielka !! W porównaniu do skanów rezonansu sprzed rozpoczęcia leczenia guz zmniejszył się prawie 50 % !!!
Idziemy do gabinetu radiologa... pokazuje mi skany ,a mnie łzy płyną po policzku... Obcałowuje dr Burzyńskiego, ale stres dalej nie mija. W sumie to nie wiem kiedy przestałam się trząść...
Jest tylko problem z tymi moimi nerkami...
To skaczące białko w moczu...
Opuchlizna...
...
Cóż... Reakcja guza jest pozytywna, więc kontynuujemy dalej dotychczasowy schemat leczenia, byle te nerki nie zawiodły...

A ja nadal się modlę o sile do dalszej walki...


środa, 13 maja 2015

[ 107 ] POWOLI ...

Powoli ochłonęłam...
Powoli ogarniam... 
Analizuje te wszystkie ostatnie wydarzenia i staram się zachować w dystans...
Utwierdzają mnie w tym setki e-maili , które od Was dostaje !!!
Kurcze no !!! 
To niesamowite i takie prawdziwe co piszecie, tyle empatii, ciepła. Każda.. po prostu każda wiadomość naprawdę dodaje mi skrzydeł. Piszecie tak mądrze, tak czule, a ja po stokroć Wam za to dziękuję !!! 
Piszę teraz tego posta i uśmiecham się do monitora jak głupi do sera.
Z góry Was przepraszam,za opóźnienia w odpowiedziach na Wasze wiadomości, ale jest ich tak dużo , że nie sposób to opisać. Ale odpowiem na wszystko :) Smutne są tylko fakty, że takich ataków jak na mnie przeżywa mnóstwo innych chorych i nie da rady się przed tym niestety uchronić...
Ale dzisiaj dość już na smutno !!!
Bo jest się z czego cieszyć. Sytuacja Mamuśki "cycuszka" :-) pod kontrolą. Zmiana jest łagodna, do obserwacji , a kolejna kontrola w sierpniu. Teraz czekamy na dalsze badania w związku z rzekomym naczyniakiem na wątrobie. Cóż... W tym roku niestety Mamuśka już się nie załapie do poradni hepatologicznej. Kolejne terminy w przyszłym roku... Taaaaaaaaak .... dlaczego nas to już nie dziwi. Wpadłyśmy z Mamuśką w głupawkę, ze śmiechu bo tylko to nam zostało. I tak wszędzie trzeba się umawiać prywatnie... Ale przecież na biednego nie trafiło !! Stać nas na nowiusieńkie ekskluzywne samochody z salonu, zegarki z Lacosty i egzotyczne wczasy za granicą, to co tam takie wydatki. No cóż trzeba będzie wypić mniej najdroższych drinków z parasolką na wczasach... Trudno... Przeżyjemy !!! :-)
A mnie ... no cóż troszkę się ostatnio zmutowało... Zapalenie tchawicy krtani i tchawicy z, którym borykałam się ponad dwa tygodnie spowodowało znowu konieczność odstawienia leków i wdrożenia kolejnego antybiotyku. Głos mi sie zmutował jak u dojrzewającego chłopca.Każde wypowiedziane słowo sprawiało mi okropny ból... Dało mi popalić. No, ale w końcu udało się opanować niechciane bakterie. Oj bidny ...bidny ten mój organizm. Łapie wszystko co popadnie, a tak ładnie proszę, tak o Niego dbam. 
No cóż bestia w moim mózgu pewnie znowu się cieszyła, że swobodnie sobie potańcuje , nie atakowana, nie bita, nie skrepowana.  Mam tylko nadzieję , że nie rozbrykała się tam za bardzo.
Jutro w klinice dowiem się kiedy znowu kolejny "egzamin z życia"... tak bardzo uwielbiany przeze mnie rezonans. 
A tymczasem nabieram sił i zbieram całą wszelką energię przed jutrzejszymi badaniami i wlewem , który mam nadzieję dostać !!!



Kochani zakończyła się już Akcja 1 % podatku. Z głębi serca chciałam każdemu z Was , który wsparł mnie w mojej walce przekazując swój 1 % podatku najmocniej na świecie PODZIĘKOWAĆ !!!!

środa, 22 kwietnia 2015

[ 106 ] PEWNEGO DNIA...

Pewnego dnia...
Pewnego dnia ... przyjdzie ten czas, że to wszystko się skończy  ...
Bo przecież cały ten horror musi się kiedyś skończyć... dobrze albo źle... Są tylko dwa wyjścia i chociaż zdecydowanie chce postawić wszystko tylko i wyłącznie na jedna kartę... tą dobra kartę...To któż to może wiedzieć...
I chociaż tak bardzo skupiam się na tej cholernej walce z tym pasożytem to nadal przyszło mi odbierać ciosy od nieprzychylnych mi osób...
Jakaż ja byłam głupia myśląc, że zablokowanie komentarzy na blogu da mi trochę spokoju...  Zawsze pojawią się tacy, którzy znajdą sposób, żeby dokopać...Na facebook-u przeczytałam kilka przykrych wpisów,które zniknęły, żeby ludzie nie dawali się nabrać, gdyż moi rodzice wykupują drogie wczasy za granicą, nowiusieńkie samochody prosto z salonu i drogie zegarki " Lacosty". Chodzą bezczelnie po mieście i się tym chwalą. Nie wiem już czy śmiać się czy płakać... Jestem najzwyczajniej w świecie za głupia na to wszystko. Punktem kulminacyjnym było stwierdzenie tej osoby, że sama kiedyś wpłaciła na moje leczenie i teraz bardzo tego żałuje ... Widać dla co poniektórych najlepszym wyjściem byłby fakt,żeby swoja walkę przegrała i odeszła z tego świata i tylko wówczas czuliby się usatysfakcjonowani. Bo nie umiem sobie tego inaczej wytłumaczyć... Jak można wysuwać takie oskarżenia, siać niepotrzebnie zamęt... Jestem podopieczną Fundacji z Uśmiechem w Kielcach, każdy może to sprawdzić, zadzwonić dopytać. Wszystkie rachunki za leczenie pokrywam z własnych środków i dopiero na podstawie przesłanych do Fundacji faktur w ciągu 14 dni następuje ich refundacja...
Ktoś kto nie znalazł się nigdy w sytuacji gdzie walczy o swoje życie i prosi o pomoc innych , obcych ludzi nigdy tego nie zrozumie jak bardzo to ciężkie... Ja mam pełną świadomość tego, że wciąż żyje dzięki ofiarności ludzi, którzy szczerze mi kibicują... Samej nigdy nie udałoby mi się tego wszystkiego dokonać... Mam tego dowody w postaci niezliczonej ilości e-maili i wiadomości na fb, ciepłych, wzruszających, krzepiących. 
I kiedy w końcu udaje mi się wyciszyć ... zapomnieć.... nagle jeden pstryk i ktoś się nade mną pastwi , bawi się moja psychiką i sprawia ogromny ból mnie i moim bliskim... nie wiedząc, albo wiedząc jak mnie tym krzywdzi, jak zabiera mi bezcenne pokłady energii...
Po raz kolejny pytam : DLACZEGO ???





wtorek, 17 marca 2015

[ 105 ] ZA CO ????????

Odcięłam się chwilowo ...
Nie robię nikomu na złość.... zbyt dużo się wydarzyło ...
Chwilowo, a może na zawsze komentarze do bloga zostały zablokowane... Te kłótnie, obraźliwe epitety w moją stronę to było dla mnie zbyt wiele. Gwoździem do trumny był komentarz , który nie został opublikowany ( jak i wiele innych obraźliwych) cyt. "Jesteś egoistyczną francą!!! " 
Czy taka osoba może spać spokojnie ??
Czy może ja jestem jakaś nie do końca normalna i nie potrafię tego zrozumieć ...
Cały czas próbuje to jakoś ogarnąć i wciąż zastanawiam się dlaczego nie potrafię tego najnormalniej w świecie olać...
To moja przyjaciółka dosłownie zmusiła mnie do zablokowania komentarzy bo widziała jak po wielu innych cierpieniach dosłownie mnie to przygniotło. Tak musi na tą chwilę pozostać, nie zmienię tego świata.... Nie mam na to najmniejszego wpływu, ale w tej chwili naprawdę potrzebuje wsparcia, a nie linczu... I tak jak Ksena wojownicza Madzia zawsze jestem w kontakcie z zainteresowanymi poprzez e-mail...Ksena odeszła co dla mnie jest niepojęte i nie dotarło jeszcze do mnie, ale jednego jestem pewna,że czuwa tam nad nami chorymi... Nie znałyśmy się osobiście tylko wirtualnie , ale bardzo dużo się od Niej nauczyłam...
Dzięki Niej wiem ,że takich wirtualnych , wspierających mnie przyjaciół naprawdę nie brakuje. Każda wiadomość wnosi w moje życie coś dobrego. Dostaje tyle oznak empatii, tyle próśb o pomoc każdego dnia. Jak tylko mogę staram się pomóc... czasem z mniejszym , czasem z większym opóźnieniem, ale jestem dla Was zawsze...
Dlatego wciąż zadaje sobie pytanie ZA CO ???Za co ten lincz :(
Tylko osoby, które są ze mną na co dzień wiedzą jak naprawdę się czuje, co mi jest i właśnie z tym  mi cholernie ciężko  i przykro ,że patrzą na moje wzloty i upadki. A zdecydowanie tych drugich było w ostatnim czasie zbyt wiele. I dziękuję im każdego dnia,że są ze mną,że przyniosą herbatę, jedzenie do łózka kiedy człowiek wycieńczony gorączką i piekielną bakterią, która znowu wróciła z trudem podnosi się z łóżka. 
Zastanawiam się jak można osobie chorej na raka napisać w komentarzu : " halo żyjesz???". Może niektórzy chcieliby usłyszeć,że już nie , więc chyba muszę rozczarować, że niestety TAK ŻYJE !!! I bardzo.... BARDZO CHCĘ ŻYĆ !!! Może za bardzo przezywam , ale zawsze byłam wrażliwa,a teraz to już nie sposób to opisać...
Przyznaje szczerze,że jestem już bardzo zmęczona... w maju stukną 4 lata ... cztery najdłuższe lata mojego życia , w których bujam się z tą gnidą w mojej głowie. Minęły dwa lata intensywnego leczenia i moje ciało, a przede wszystkim dusza jest już mocno pokiereszowana. 
Cały czas walczę z rakiem, a dodatkowo dochodzą kolejne problemy...
Walczę z nerkami,które niestety szaleją. Kolejne infekcje tez robią swoje i teraz znowu to CLOSTRIDIUM DIFFICILE !!! Wróciło cholerstwo. Już drugi tydzień mam odstawione leki i włączony silny antybiotyk. W głowie się kotłuje co tam się dzieje jak gadzisko nie jest atakowane, pewnie zaciera rączki i się cieszy :(
Potrzebowałam czasu ,żeby wiele spraw przyswoić, wypłakać się... Za dużo się dzieje jak na jedną osobę..
Wyniki Bączka rezonansu głowy wyszły ok!!! Jest czysto !!! Boże jak ja się bałam.... Tak strasznie Ja kocham... I tak potwornie się o Nią martwię i zawsze będę martwić. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić,że coś złego mogłoby się Jej stać . Ona jest moją długo wyczekiwaną prawie 10 lat " malutką " siostrzyczką. I chociaż teraz będzie bronić pracy magisterskiej dla mnie i tak zawsze będzie Małym Bączkiem...
I kiedy tak przyszła dobra wiadomość od Tatka ,że udało się chodzi bez kul i w kwietniu po ponad roku wraca do pracy, dostałam kolejny cios...
Mamuśka ...
Musi być przecież zachowana równowaga !!!
Guz....
Cholerny guz w piersi i naczyniak na wątrobie... :(
Teraz pozostało czekać na biopsje, a potem na wynik.
I jak się dźwignąć ???
I tak jak kiedyś powstał film " Truman Show" , tak ciągle mam wrażenie, że teraz powstaje film " Kala show". Ja ciągle czekam na "happy end". Ale jak na jednego człowieka to dużo za dużo...
Ale i tego było mało dla mnie mało...
Odbiło się szerokim echem na mojej psychice odejście dwóch wspaniałych koleżanek, które dzielnie walczyły ze mną z glejakiem. Załamałam się ... walczyły do końca, a teraz... teraz już ich nie ma. Pojawiły się lęki... potworne lęki i ten strach co potrafi ścisnąć za gardło i tak trzymać i trzymać ...
Moja walka nadal trwa i dziękuję Bogu że nadal jestem, ale po cichutku proszę losie odpuść mi troszeczkę ...



wtorek, 27 stycznia 2015

[ 104 ] KROK DO PRZODU !!!! ...

Stalo się ....
Mamy rok 2015 ... kolejny rok walki....
Po 4 tygodniach pobytu w domu z kochaną Rodzinka i przyjaciółmi trzeba było mi powrócić za " wielką wodę ".
Był płacz, żal....
Ale co zrobić ???
Bardzo chcę żyć !!! Więc trzeba działać !!!
Pierwsza wizyta w klinice po przylocie w zeszłą środę niestety przyniosła rozczarowanie. Poleciały wyniki. Anemia... i wysokie białko w moczu powoduje ,że nerki postanowiły sobie strajkować...
Nici z wlewu ... i decyzja o odstawieniu pozostałych leków na pewien czas. Zaraz zakotłowało mi się w żołądku i pierwsza myśl,że nieźle ten rok się zaczyna !!!
Dodatkowa informacja w poniedziałek 26 stycznia robimy rezonans !!! Czas sprawdzić jak się ma GADZISKO !!!
No i znowu nerwówka, stres. W końcu nadszedł poniedziałek. Tym razem nic się nie popsuło, nic niespodziewanego się nie wydarzyło. Aż dziwne !!! A ja opanowana i spokojna jak nigdy !!! Jedynym znakiem były urodziny mojej Agi, która zainicjowała i załatwiała rozpoczęcie mojego leczenia. I kiedy tak czekając na badanie dostaje od Niej wiadomość,że to znak,że MRI jest w dniu Jej urodzin, a Ona życzy sobie wspaniałego prezentu ode mnie w postaci dobrych wyników coś we mnie drgnęło.
I w końcu przyszła moja kolej.Poszło bez żadnych problemów, aż dziw mnie bierze !!!
Dotarłam do kliniki i czekałam na "obrady okrągłego stołu". Wcześniej rutynowe badania, mierzenie,ważenie itd. I tak przytyło mi się !!!! W końcu nie jestem straszącą kostuchą, ale widać mięsko :-) no ale przy mierzeniu ciśnienia serce waliło jak oszalałe, a I samo ciśnienie nieżle sobie skoczyło do góry !!! No ale stres zaczął potęgować więc cóż się dziwić.
I tak....
Po paru miesiącach stabilizacji w końcu krok do przodu !!! GADZISKO się zmniejszyło !!! I to w jednej płaszczyźnie ponad 1 cm !!! Czułam jak krew odpływa mi z mózgu, a nogi stają się jak z waty. Chyba nie dowierzałam. Przyszła pora na kolejną wygraną bitwę, szkoda tylko że nie całą wojnę...
Ale radość była nieziemska !!! 
Teraz tylko trzeba przywrócić mój organizm do stanu " używalności" żeby jak najszybciej wdrożyć leczenie i atakować GNIDĘ dalej !!!
Kochani dostaje od Was mnóstwo e-maili, mnóstwo wiadomości. To niesamowite jaka armia mnie wspiera, jaka armia we mnie wierzy. Każda wiadomość, każde ciepłe słowo to taki kolejny kop do walki dla mnie. Czuję się w obowiązku,żeby się nie poddawać. 
Wiele pytań dotyczy jak długo potrwa leczenie, ale to pytanie do samego Pana Boga. Glejak jest tak nieprzewidywalną chorobą ,że w jednej chwili może nastąpić zwrot akcji o 180 stopni. Będę walczyć dalej bo mam dla kogo i tak długo dopóki "góra " się o mnie nie upomni. I chociaż wiem,że chwile słabości przyjdą jeszcze nie raz, to bez walki się nie poddam , za daleko zaszłam... Nie mogę tego zmarnować. Ten czas rozłąki z moją Rodziną, z moimi bliskimi jak na razie procentuje. Wiele się w moim życiu pozmieniało, ale nie na wszystko mamy wpływ. Dla mnie nie ma ważniejszej rzeczy żeby móc wrócić do domu, ale póki co musi być tak jak jest chociaż jest potwornie ciężko.
Teraz czekam na dokładne wyniki badań, bo nie ma czasu do stracenia. Każda chwila jest ważna i trzeba wdrożyć spowrotem leki. Dlatego trzymajcie kciuki jeśli tylko możecie, a ja na razie cieszę się tą wczorajsza chwilą i żyje nadzieją że w końcu kiedyś stanę z głową wysoko uniesioną do góry i z całej siły wykrzyczę WYGRAŁAM !!!
Kolejny powód , który spędza mi i mojej Rodzinie sen z powiek to ciągle rosnący kurs dolara !!! Dlatego Kochani zamieszczam swój nowy apel i ponownie proszę o 1 % podatku i darowizny Wiem,że to już kolejny rok z kolei. Potrzebujących ciągle przybywa, ale nigdy nie będę wstydzić się prosić o pomoc , bo...... cóż tu dużo mówić od tego zależy moje życie. Więc jeśli możecie podajcie dalej to nic nie kosztuje, a dla mnie to ogromna pomoc.
I dzisiaj mogę sobie krzyczeć NEVER GIVE UP !!!!